2014-09-20 - Odmiana przez przypadki

IKONKI_!1.jpg Wpadły mi w ręce dwa numery kwartalnika Fabryka Silesia (nr 4, o języku, i nr 7, o I wojnie światowej). Wydaje Regionalny Ośrodek Kultury w Katowicach i jest FS przykładem, jak pomimo monotematyczności można w dobrym zespole redagować ambitne, mądre pismo (w Katowicach o to bywa trudno). Fabryka jest dedykowana Górnemu Śląskowi i rzeczywiście jest tu Śląsk odmieniany przez wszystkie przypadki. Nie ma przy tym założeń a priori, mądrości formułowanych arbitralnie. Nie ma też na szczęście zacietrzewienia, kolory kładzione są równomiernie z (prawie) całej palety. Złego można się przecież w dzisiejszych czasach i przy znanych nastrojach obawiać, ale na szczęście kulturze piszących zawdzięczają numery pisma, które czytałem, obiektywizm i jasność spojrzenia. Górny Śląsk ZAWSZE budzi emocje i spory. Ile tu było Polski, a ile Niemiec. Peryferia to czy samo sedno. A może jądro ciemności, jak chciał kiedyś Ernst Laslowski ("verkanntes Land"). Robole czy ideowi ludzie pracy. Śląski etnolekt to język regionalny czy dialekt języka polskiego. Może "mikrojęzyk". Wywodzi się z rozwodnionego niemieckiego, z wasserpolnisch? Kultura niska czy specyficzna kultura etnicznego zakątka (z ukrytą wciąż i wciąż strefą górną). "Zakamuflowana opcja niemiecka" czy uparte dążenie do zasłużonej (?) autonomii. Półmilionowy naród. Naród...? Ile tu wątpliwości, ile znaków zapytania. I tak od lat, od lat.

Piszą w FS: Zbigniew Kadłubek, Jan F. Lewandowski (naczelny), Krzysztof Karwat, Ingmar Vilqist. Inni, także z Niemiec, także z "Polski". 
Jest Fabryka Silesia dostępna w Empikach i oczywiście przez własną stronę internetową. Śląsk nie musi być nudny, niezrozumiały i czarny. Jak to już nudno brzmi... 
Pyrsk.

PS
W numerze czwartym apel: Nie kaleczcie, na Boga, ślōnskiego i nie udawajcie, że mówicie godką, jeśli jej nie znacie. TVS... - wy przede wszystkim.
PS2
Jest w siódemce kawałek bardzo dobrej prozy Hansa Lipinsky'ego-Gottersdorfa (Die Prosna-PreussenNad Prosną) i jest też niestety odrobina literackiej słabizny. Zdarza się.

Fabryka_Sil.jpg

"Ja nie jestem stąd i księgi moje nie tu napisane. Jest czapla, a nie ma gołębia, biegnie koń ułana, a nie człapie ślepiec w podziemnym chodniku, jest wileńska brama, a nie ma sygnaturki na miechowickiej Ostoi, jest parasol, a biało-czerwona szlajfka schowana w kastliku. I ta inna mowa, którą rozumiem i lubię, lecz gdy jej nadmiar, to zatykam uszy. Więc jak to jest? Janus, jedną twarz miałem zwróconą na zachód, drugą obróconą stale ku wschodowi. Nawet nie Janus, bo w jednej twarzy oczu nie było wcale. Wielu tutaj takich jak ja, ale nie łagodzi to tępego ucisku. Poczułem mrowienie w skaleczonej nodze. Dość rozpamiętywania, nie uchodzi tutaj..."
("Geoda", fragment opowiadania, nad którym obecnie pracuję; o Śląsku powinni pisać także ludzie  niekoniecznie wrośnięci w tę ziemię korzeniami).
 

Metalowa kapela Oberschlesien: "Jo chca" (dobre!):
http://www.youtube.com/watch?v=uVTQ1qFm_mw

 

 

2014-09-13 - Kosz ułomków. Flaubert o sobie?

IKONKI_KOSZYK.jpg

"Podawanie do publicznej wiadomości szczegółów o sobie samym jest mieszczańską pokusą, której zawsze się opierałem."
Gustaw Flaubert, w 1879 r. (pisarz francuski, autor Pani Bovary, Salambo i in.)

 

2014-09-06 - Niewinne fantazje albo blaszczenie pytonga,

...czyli skąd się bierze reumatyzm.

Ludzie, których sprawności i możliwości życiowe są ograniczone, częściej niż inni rozładowują napięcie seksualne w układzie osobowym 1+0, za partnera (partnerkę) mając co najwyżej postać wykreowaną przez wyobraźnię lub ukrytą za wirtualną szybą. Do tego doświadczenia, niezależnie od kultury,
w której wzrastamy i praktykowanej religii lub wyznawanego światopoglądu, przyznaje się od 90 do 100 procent ankietowanych[1]. Co dla jednych jest fazą przejściową, słabnącą lub wręcz zanikającą w chwili wejścia w dojrzałe życie, względnie urozmaicającą pożycie tradycyjne, dla innych pozostaje jedynym dostępnym wariantem seksualności. Czy gorszym? Trudno wartościować. Innym. Zwróćcie uwagę: jedynym dostępnym.

Od czasu, gdy święty Augustyn zasugerował, że skaza grzechu pierworodnego przenoszona jest drogą płciową, a święty Tomasz mu potem przyklasnął, w kręgu kultury zachodniej płciowość (obecnie zwana seksem) stała się nieczysta, a wszelkie odstępstwa od czynów naturalnych (odstępstwem było wszystko, co nie służyło wprost prokreacji, a i ona była podejrzana) działaniem przeciw czystości fizycznej i duchowej.  Kto by zaś myślał, że od V wieku coś się w świecie zmieniło, niech zajrzy do dokumentu Pawła VI „Kilka uwag o etyce seksualnej”. Z roku 1975.

Pośród różnych czynów przeciw ciału i cnocie masturbacja była grzechem szczególnie ciężkim; była też przez wieki wyjątkowo konsekwentnie, zarazem okrutnie prześladowana. Powoływano się przy tym na ojca medycyny Hipokratesa, jakoby częsty samogwałt drastycznie obniżał poziom nasienia w organizmie (którego ilość, wg dawnych poglądów, jest ograniczona, a wytwarzane jest ono gdzieś w okolicach głowy) i w rezultacie powodował rozmiękczenie mózgu, a nawet zanik rdzenia kręgowego (dawniej zwanego pacierzem). Tu mamy ciekawą etiologię takich przypadłości jak SM, SLA, choroba Devica, Alzheimera i wielu, wielu innych. Schorzeniami, przypuszczalnie powodowanymi przez onanizm, były (wymieniam tylko niektóre, za sławnym dr. S. A. A. D. Tissot, którego traktat ukazał się w 1670 roku): epilepsja, ślepota, apopleksja, reumatyzm, suchoty, rzeżączka, a nawet letarg. Waga tego wyliczenia poraża. Karą za grzech masturbacji (katalog opracowany przez biskupa Burcharda z Wormacji w XI wieku) był 10-dniowy post o chlebie i wodzie. Była to sroższa kara niż pieszczenie kobiecych piersi, za co groził post 5-dniowy, ale występek taki był jednak niczym wobec grzechu seksu oralnego, za którą to fantazję należało powstrzymać się od stosunków przez lat 7 i analnego (pauza na lat 15). Pastor Karl von Kopf (to już mój ulubiony wiek XIX) zaliczył masturbację do występków nie tylko przeciw naturze człowieczej (nie wiedział chyba wtedy, że na przykład człekokształtne też namiętnie oddają się temu procederowi) i ludzkiemu zdrowiu, ale także przeciw społeczeństwu, pisząc: „wszyscy rewolucjoniści byli onanistami”. Proszę teraz wstrzymać czytanie i przywołać przed oczy: Lenina, Trockiego, Dzierżyńskiego, Mao Ze Donga, Fidela, Che Guevarrę. Dekabrystów, sandinistów, bojowców Al Kaidy. Można czytać dalej.

Początków nieprzyjaźni szukać trzeba w Biblii. Księga Rodzaju, 38 (wersy 6 do 10)[2] mówi tak:      „Juda wziął dla swego pierworodnego syna, Era, żonę imieniem Tamar. Ponieważ Er, pierworodny syn Judy, był w oczach Pana zły, Pan zesłał na niego śmierć. Wtedy Juda rzekł do Onana: „Idź do żony twego brata i dopełnij z nią obowiązku szwagra, a tak sprawisz, że twój brat będzie miał potomstwo”. Onan wiedząc, że potomstwo nie będzie jego, ilekroć zbliżał się do żony swego brata, unikał zapłodnienia[3], aby nie dać potomstwa swemu bratu. Złe było w oczach Pana to, co on czynił, i dlatego także zesłał na niego śmierć”. Nawiasem mówiąc, Stary Testament nie mówi tu o masturbacji, lecz - jak widać z przytoczonego fragmentu - o stosunku przerywanym (tradycja rozciągnęła marnowanie nasienia na inne przypadki). Tak się zaczęło, a jak się rozwinęło?

Maniakalni onaniści, wedle XIX-wiecznych obserwacji (apogeum masturbacyjnych prześladowań), mieli bladą, pokrytą wykwitami twarz, ręce im się trzęsły, wstrząsały nimi spazmy, byli wychudzeni, ich mocz był gęsty i cuchnący, cierpieli na przewlekłe obstrukcje, mieli kłopoty z koncentracją, zajęci nieustannym skupianiem myśli na potrzebie rozładowania napięcia, ich głos był wątły, oko sine, przekrwione, nieustannie oblewały ich na przemian gorące i zimne poty, ogarniała melancholia, wreszcie czarna rozpacz. W skrajnych przypadkach samogwałcenie się prowadziło do śmierci. Nie wszystko było stracone, jeśli młody człowiek w porę się opamiętał „Otworzyły mi się oczy i przejął mnie strach i groza. […] Powiadano, żem gruźlikiem w ostatnim stadium, ale nie znałem jeszcze przyczyny rozkładu. Odkryłem wreszcie przeraźliwą prawdę…”[4].

Wszyscy zatem masturbanci, onaniści, samolubieżnicy, autoerotycy, wyznawcy i praktycy ipsyzmu, samogwałtu, samotni (z wyboru lub bez), porzuceni, odrzuceni, opuszczeni, którzy (i które) pieścicie się sami ranną i wieczorową porą, którzy zraszacie ziemię mniej lub bardziej obfitymi polucjami, którym trzepocą w brzuchach tysiące motyli, rękodzielnicy prawo- lewo- i oburęczni, wspomagający się i wspomagające tym i owym, amatorzy brandzlowania, walenia gruchy, kapucyna, konia, źrebaka, marszczenia freda i głaskania Niemca (?), ostrzenia Pinokia, blaszczenia pytonga, amatorki palcówek, miłośniczki dywanówek, majtania firanek, robienia wiewiórek i kretów, didżejki i klikające myszki[5] - odkryjcie wreszcie tę przeraźliwą prawdę i porzućcie swe niecne zwyczaje. Jeśli nie chcecie, by cera wam zszarzała, rozum zwariował, a niezborne konwulsje opanowały wasze ciała. A jeśli nie porzucicie i dalej tkwić będziecie w szponach zboczonego nałogu, w pułapce ponurych dewiacji, dbajcie przynajmniej, by nie wdawać się w żadne rewolucyjne knowania, by chociaż w ten sposób nie dawać argumentów waszym prześladowcom i by nie wpadło im do głowy, by sprawować nad wami i wam podobnymi „najściślejszą kontrolę” (pomysły niejakiego dr. Franka, za [4]; ale także współczesne intrygi i knowania).

Dobranoc (albo dzień dobry).

           Mleczko_ksiądz.jpg



[1] Przegląd zagadnień współczesnej seksualności znalazłem w magazynie „Focus Ekstra”, Nr 05/2011. Według Raportu Kinseya z lat 40. i 50. XX wieku, 62% Amerykanek i 92% Amerykanów deklarowało uprawianie masturbacji.

[2] Biblia Tysiąclecia, Wydawnictwo Pallotinum, Poznań 2003

[3] „i marnował je [wylewając] na ziemię”, mając na myśli nasienie (Biblia, komentarz)

[4] Więcej o tym: Jacques Louis Doussin-Dubreuil, Niebezpieczeństwa onanizmu, tłum. Krzysztof Rutkowski, Słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2011, pierwsze wydanie w 1825 r.

[5] Bogaty spis określeń w Miejskim Słowniku Slangu i Mowy Potocznej, www.miejski.pl.

 

  1 komentarz  | 
  • Niemiec? - Użytkownik: Stev, 2014-09-07 09:52:05
    głaskanie Niemca? ależ drogi Rycu - to sie nazywa: bicie Niemca po kasku!

2014-08-31 - Małż

„Największym małżem Bałtyku jest małgiew piaskołaz, który ma dużą (6-8 cm), białawą muszlę. Dorosłe osobniki żyją zagrzebane w piasku na dnie morza. Nad powierzchnię piasku wystawiają końce dwóch długich rurek zwanych syfonami. Służą one do pobierania pokarmu i tlenu oraz do usuwania niestrawionych resztek pokarmowych i szkodliwych produktów przemiany materii”.

Czasami przypominam małża.

2014-08-18 - Dinozaury. Wakacyjne bla bla 2

Fakty nie istnieją, tylko interpretacje 
Nietzsche 

Wakacje biegną (nie dla wszystkich już), ale przecież dopiero 18 sierpnia, ledwie parę dni temu opuściliśmy gumna i witaliśmy Matkę Boską Zielną, więc to dopiero połowa lata. Znać już co prawda nadchodzącą jesień, noce chłodne, nad ranem nie więcej niż 10 stopni, wkrótce mogą pojawić się poranne przymrozki, ale slońce w południe wciąż mocno przygrzewa, więc po co dawać się zjadać melancholii i po co sięgać po tradycyjne, zwyczajowe tematy. Na które czas przyjdzie, gdy mgły zasiądą, gdy wiatr zacznie z nami hulanki, a deszcz będzie nas uporczywie przeganiał do domów.
Tymczasem więc napiszę o... dinozaurach. Sprawa co prawda wcale poważna, ale mnie laikowi wypada napisać parę zdań w porze kanikuły. Latem bowiem uchodzi nam to, na co jesienią nigdy byśmy się nie poważyli. Latem lekko, bez oporów wskakujemy w romanse, zbyt obcisłe bluzki, hawajskie jaskrawe koszule. Mnie także wolno napisać o czymś, na czym prawie się nie znam.
Nie do końca, bowiem już od wielu lat paleontologia (Marcin Ryszkiewicz jest moim ulubionym autorem i mądrym przewodnikiem), a w szczególności era panowania wielkich gadów mocno mnie obchodzi. Jak wielu z nas, bo dinozaury fascynują nas, od kiedy w XIX wieku odkryto pierwsze kości przedpotopowych potworów (które najwyraźniej nie zmieściły się  na Arce; tu ukłony dla twórców kretyńskiego nowego filmu "Noe"). Do nieco odgrzanej refleksji pobudził mnie film emitowany bodaj tydzień temu przez Discovery Science, a opowiadający o możliwej (wedle badaczy przedmiotu bardzo prawdopodobnej) korelacji uderzenia w półwysep Jukatan wielkiego meteorytu i wymarciem bogów ówczesnego świata (kamień ten miał raptem 9 km średnicy...).
Zadaję sobie od dawna, perseweracyjnie takie oto pytania:

1. Dlaczego katastrofa jaka miała miejsce ok. 60 mln lat temu skosiła tylko populację dinozaurów, pozostawiając nietkniętymi np. część żółwi i krokodyli? Proszę mi uwierzyć, w literaturze i filmach popularnonaukowych mowa jest tylko o "istotnym zaburzeniu środowiska naturalnego" (cudzysłów mój). Wzmiankowany (sollidny skądninąd, jak mi się wydaje) film na Discovery mówi tylko, że "przetrwały np. małe prassaki, kryjące się po norach i jaskiniach"). Czy nie było wówczas małych dinozuarów, które także zasiedlały nory i jaskinie? 
Co zatem w fizjologii, zachowaniach dinozaurów było takiego, że katastrofalne załamanie środowiska (a była to prawdziwa Apokalipsa, pył pokrył szczelnie Ziemię, zasłonił Slońce, temperatura spadła drastycznie, fale tsunami szalały na wybrzeżach itd itp.) było dla nich ABSOLUTNYM, NIEODWOŁALNYM wyrokiem śmierci. Na to pytanie pzez lata nie znalazłem odpowiedzi. Może nie znajdziemy jej nigdy  - czas zachował dla nas tylko odciski szczątków twardych, nie wiemy chyba za wiele o budowie i funkcjonowaniu narządów. 
Zwyczajowa odpowiedź na to pytanie: "dinozury przez te długie miliony lat TAK BARDZO związały się ze swym środowiskiem, że jego zmiana była dla nich nie do przejścia" nie zadowala mnie jednak.

2. Era dinozaurów trwała ok. 180 mln lat. Sto osiemdziesiąt milionów lat. Proszę zamknąć oczy i przeliczyć to stu tysiącami lat (najkrótszy czas trwania glacjału - okresu zlodowacenia w Czwartorzędzie).
Era człowieka - licząc od babci Lucy - to lat ok. jeden milion. Jak to się dzieje, że w ciągu tak niewyobrażalnie długiego czasu dinozaury nie ewoluowały w kierunku istot rozumnych? Nie udawajcie, że nie zadawiliście sobie tego pytania, oglądając "Park Jurajski". Welociraptor był przecież przebiegły i niegłupi chyba. Ale nie zrobił tego małego kroku, który kiedyś wykonał praprzodek Ryszarda Lenca. Dlaczego? Wraca idotyczna, nienaukowa chyba myśl o zewnętrznej ingerencji w ewolucyjny proces człowieka (jakkolwiek to rozumieć). Alternatywą jest - przygnębiająca przecież - wielka moc przypadku, zbieg przeróżnych okoliczności, który powstanie ludzkiej inteligencji lokuje w prawdopodobieństwie bliskim zeru, tak bliskim, że przykro myśleć.
W tej wersji Ewolucja (przez duże E) maca, szpera, próbuje, to tam, to sam i osiąga cel "przez przypadek". Cel, czy był jakiś cel?

Jeśli więc ktoś przeczytał te nieskładne uwagi, a ma jakiś POMYSŁ w jednym bądź drugim przedmiocie sprawy, proszę uprzejmie o rzeczową wypowiedź. 
Do Szkoły już tylko 2 tygodnie i to będzie pierwszy koniec lata. Dzieciaki - 3majcie się.

Od czytelniczki dostałem dzisiaj taką fotkę. Więc jednak...

Tyro_na_rowerze.jpg

 

 

  2 komentarze  | 
  • Dzieci - Użytkownik: rl, 2014-09-21 08:32:22
    Kluczem (dla powstania i rozwoju intelektu) zapewne było rozmnażanie. Ssaki opiekują się długo swoim potomstwem. Ot, co.
  • Pisze jedna pani - Użytkownik: NN, 2014-09-20 18:30:34
    Pisze do mnie znajoma (oglądała film o dino): Male zwierzęta przeżyły, były ssakami i m.in. umiały szybciej uciekać, nosiły młode wewnątrz ciała; nie składały jaj, były wszystkożerne. Przeżyły również gady, takie jak krokodyle: grzebią jaja w ziemi, nie zostawiając ich na powierzchni. Uwaga, uwaga - krokodyle zjadały dinozaury. Skróciłem, a bardzo to ciekawe.
« Pierwsza  < 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 >  Ostatnia »