2016-01-19 - Nie tylko chwilą bieżącą człowiek żyje

IKONKI_!1.jpg 
"Rzym i Jerozolima. Zderzenie antycznych cywilizacji" to tytuł książki Martina Goodmana, która ukazała się parę lat temu w wydawnictwie Magnum, w tłumaczeniu Olgi Zienkiewicz.

Na przestrzeni wieków ścierały się i nadal ścierają różne cywilizacje. Egipt i Hetyci. Asyria i Babilon (wbrew mniemaniom - różne filozofie życia i rządzenia). Hellada i Persowie. Wizygoci i Rzym, Ostrogoci i Bizancjum. Kalifaty, Tatarzy, Turcy osmańscy vs. chrześcijańska Europa. Ta sama Europa przeciw Inkom, Majom, Aztekom, Państwu Środka i szogunom. Alianci i kraje Osi. Świat Zachodu naprzeciw Wschodu („Imperium zła”) - bloku państw skupionych wokół Kraju Rad. Że wspomnę tylko niektóre.

Na myśli mam tutaj cywilizacje istniejące równocześnie, ale wyznające diametralnie odmienne wartości (niekoniecznie w całym aksjologicznym spektrum, to jest zwyczajnie niemożliwe. Proszę zwrócić uwagę na tolerowanie niewolnictwa w całym antycznym świecie). Cywilizacje kontaktujące się czasami na gruncie pokojowym –  gospodarczym czy kulturalnym (z rzadka), a zazwyczaj chwytające się za gardła w nieuniknionych konfrontacjach.

Zderzenia te przywoływały do życia nowe, inne jakościowo cywilizacje, o zmienionych paradygmatach, czy choćby tylko kulturowe amalgamaty. Taka dialektyczna triada: teza, antyteza -> synteza. W alchemicznych tyglach wytapiały się nowe światy. Konfrontacja Macedonii i Grecji z państwem perskim dała w rezultacie świat hellenistyczny (podglebie dla wszystkiego, co potem). Średniowieczni Arabowie i chrześcijanie razem wyprowadzili Europę z wieków ciemnych i dali podwaliny nowożytności. Itd., itp. Nawet marksistowska utopijna (i zbrodnicza) rzeczywistość w zderzeniu ze światem Zachodu jakąś powszechną korektę przyniosła.
Niektóre kolapsy były katastrofą dla jednej z galaktyk. Tak zginęły cywilizacje ludów Ameryki Południowej i Środkowej. Tak rozpadły się: (tu nie ma czego żałować) quasi-komunistyczna rzeczywistość Związku Sowieckiego i faszystowska Niemiec, Włoch i Japonii.
Niektóre zderzenia miały skutki głównie burzące (vide Tatarzy w Europie, choć i tu można doszukać się jakichś pozytywów). Inne, choć pozornie wydawało się, że są dla jednej ze stron wyłącznie destrukcyjne, w rezultacie rodziły nowe, unikalne jakości (tak można postrzegać konkwistę Pizarro, Corteza et consortes; choć daleki jestem od jakichkolwiek prób usprawiedliwienia hiszpańskich i portugalskich białych bogów).


 

Rzym i Jerozolima to dwa światy, których konfrontacja na przełomie starej i nowej ery nie wydawała się znacząca. Po zburzeniu świątyni jerozolimskiej w roku 70. (w wyniku wojny rzymsko-żydowskiej 66-70 n.e.) zakończona w końcu w 135. roku zrównaniem z ziemią całej Jerozolimy i wygnaniem jej mieszkańców (skutek przegranego powstania Bar Kochby). Dla wielkiego Imperium Romanum wydarzenia mało znaczące, a jeśli, to raczej z punktu widzenia władzy – np. przez powołanie w 69 r. nowej dynastii cesarzy  (Flawiusze).
Partowie, Brytania, Germania, Dacja, Judea. To kierunki uderzeń rzymskich legionów w tamtych latach. Pośród nich Judea - ot, mały kraj dziwnych ("bezbożnych") ludzi, którzy w końcu dostali za swoje. A przecież dla następujących po tych wydarzeniach dwóch tysięcy lat Rzym i Jerozolima to dwa najważniejsze miasta (uzupełnijmy jeszcze o Ateny). Z tej konfrontacji Rzymu, Jerozolimy i miasta pod Akropolem zrodziła się nasza cywilizacja. Jej jasne, ale i bardzo ciemne oblicza.

Z Rzymu przyszła do nas organizacja państwa, prawo, równowaga pax i bellum oraz rybny sos.
Z Jerozolimy mamy zaś ideę jednego Boga, pojęcie człowieczeństwa, moralność, dzień wolny od pracy i… czosnek.
Oba miasta wlały do pucharu, który po zmieszaniu przed laty (w odpowiednich proporcjach) codziennie teraz wypijamy: ideę rodziny, sensu życia, prawa jednostki i prawo do szczęścia osobistego. Jeśli zaś dolejemy do tego krateru ateńskie umiłowanie wolności i parę kosmologicznych oraz filozoficznych konceptów - już już otrzymamy naszą codzienność. Którą podbarwiają nam retsina i ouzo.

Chwała Martinowi Goodmanowi, który przybliża nam (erudycyjnie, pięknym, klarownym językiem) oba wieczne miasta. Poglądy, punkty widzenia, style życia, tożsamości, wspólnoty, kulturę – słowa, obrazu, dźwięku, ruchu. I choć Rzym z Jerozolimą to czasem ogień i woda, nie zapominajmy, że to z ognia i wody - wedle wielu mitów i legend - powstał ten nasz świat. I wciąż powstaje.

Nie samą polityką człowiek żyje, nie tylko czasem bieżącym, więc dla złapania oddechu warto czasem sięgnąć do źródeł naszej cywilizacji. Czy tam znajdziemy odpowiedzi? Być może, być może.

PS. O starożytnych źródlach antysemityzmu - wg M. Goodmana - napiszę osobno.

2016-01-02 - Z nowym rokiem

Taki wpis zamieściłem w sylwestrową noc na FB:

W 56. miałem rok, za mało, by coś kumać, ale Tata gdzieś tam nadstawiał ucha.
W 68. miałem lat 13, w sam raz, by napisać pierwszy "polityczny" wiersz do szuflady.
W 70. 15 lat - dość, by zgrzytać zębami ze złości.
W 81. - 26 lat, akurat, by wymieniać się karteczkami z adresami i na ulicy wąchać gazy.
Potem zaraz ożeniłem się i klepałem z innymi powszechną, smutną biedę. 

W 89 roku - już mam 34 lata, zaczęły się nareszcie fajne chwile; pasowało, bo czas był najwyższy.
A teraz stuknęła mi sześćdziesiątka i chcę tylko normalnego, spokojnego życia, z książkami, przyjaciółmi, przy pachnącej kawie i ulubionym radiu, a piszę to do tych od "dobrej zmiany". Nie chcę tej zmiany, zmiana już była.
Dla mnie wystarczy. Spokoju zatem życzę Wam wszystkim w 2016 roku.

 

2015-12-13 - W betlejemskiej stajence, prawda li to?

    Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, okres szczególny dla wielu z nas, nawet tych, którzy z chrześcijaństwem mają niewiele wspólnego.
Zadajemy sobie czasem pytania o historyczność wydarzeń Narodzenia Pańskiego, które opisuje dwóch ewangelistów (Mateusz, Łukasz), ale o których milczy dwóch pozostałych (Marek, Jan). 
Egzegeza badająca księgi Nowego Testamentu pod kątem historyczności postaci Jezusa i faktów z Jego życia oraz autentyczności słów Jego przepowiadania (Dobrej Nowiny) wkroczyła po II wojnie światowej na nowe tory. Nieśmiało, ale jednak, zapukała też do umysłów katolickich filozofów religii i teologów, co można jasno zobaczyć, czytając "Jezusa z Nazaretu" Benedykta XVI (Josepha Ratzingera).  

Z jednej strony w kąt odeszły już poglądy A. Schweizera i przede wszystkim R. Bultmanna, którzy twierdzili, że na temat historycznego Jezusa nic zgoła rzec po 2000 lat nie możemy (czy chcemy? czy nam to potrzebne? - Kirkegaard), a gdy coś jednak próbujemy orzekać o Jezusie, nazwanym później Mesjaszem-Chrystusem i w końcu ogłoszonym Synem Bożym - oparte to będzie na osobistej i spolaryzowanej "przedzałożeniowo" bazie światopoglądowej. 
Nie twierdzi się przecież bynajmniej, że wszystko jest wymysłem, fantazją czwórki ewangelistów.

Z drugiej strony nikt (poza szkółkami parafialnymi i tym podobnymi gremiami) nie uważa już jednak, iż wszystko, co znajdujemy w pismach Nowego Testamentu należy na wiarę przyjmować; że każde słowo spisane przez ewangelistów wyszło z ust Jezusa i każdy czyn, każde działanie miało w rzeczywistości miejsce. 
Mamy bowiem do czynienia z tak zwaną "perspektywą paschlaną", co oznacza "montaż" cytatów proroków Starego Testamentu, odautorskie redakcje, wynikające z różnych, osobistych punktów widzenia samych ewangelistów, tradycji ustnej i przekonań wczesnochrześcijańskich gmin.

Tu pozwolę sobie na pewne rekomendacje.
Książek omawiających zagadnienia współczesnej egzegezy osoby Jezusa, Jego orędzia i pism nowotestamentowych, pozycji pisanych z przeróżnych pozycji światopoglądowych, opcji badawczych, paradygmatów jest mnóstwo.
Jezus Żyd, Jezus prorok, Jezus zelota, Jezus esseńczyk, Jezus faryzeusz, Jezus-Jezus... (warto zajrzeć do prac Gezy Vermesa).

W tym ogromie prac wyróżnia się książka Joachima Gnilki, niemieckiego (katolickiego) teologa, pt. "Jezus z Nazaretu. Orędzie i dzieje" (Znak 1997). Czytelnie wyłożona wizja teologiczna, zrozumiała struktura opowieści, obszerna bibliografia i klarowny, piękny język (a czemu nie?). I choć pisane jest to z pozycji chrześcijańskiej, warte polecenia wszystkim, którzy chcą się czegoś dowiedzieć o historycznym Jezusie (omawiane są tylko ewangelie synoptyczne, bo przez Janową rzeczywisty palestyński Jezus [ok. 6-4 p.n.e. - 29-31 n.e.] przebija się z trudem).

No dobrze, a Boże Narodzenie? Betlejem czy raczej Nazaret? Gnilka o tym w zasadzie nie pisze, cicho dając do zrozumienia, że więcej u ewangelistów owej paschalnej perspektywy niż faktów. Kto jednak chciałby się dowiedzieć, jak Kościół katolicki patrzy obecnie na cud Pańskiego Narodzenia, niech zajrzy do III tomu książki Benedykta. Kto chce, niech tak wierzy.

Wesołych Świąt i niech takie będą naprawdę.

2015-11-27 - 2 grudnia w środę, w Warszawie.

2 grudnia o godz. 18.00 w Muzeum Literatury przy warszwskim Starym Rynku 20 planowane jest kolejne spotkanie w ramach cyklu "Środa z Formą". Trzech panów: Lenc, Maciejewski, Maślanek będzie rozmawiać o swoich książkach. To ostatni w tym roku wieczór "Chimery". Wszystkim gościom, tym którzy książeczkę kupili i tym innym, pięknie dziękuję.

A tu link o wydarzeniu:

http://www.wforma.eu/-sroda-z-forma-edycja-9-%E2%80%93-02122015.html

A tak chciałem, żeby Agnieszka tam się pojawiła...

2015-11-20 - Ułaskawienie

Słuchając o pewnym głośnym ułaskawieniu, czytam Benedykta XVI część II książki
"Jezus z Nazaretu". Pisząc o historii Barabasza, Benedykt zauważa:
 
"...Piłat przedstawia Jezusa jako kandydata do 
paschalnej amnestii i próbuje Go w ten sposób uwolnić. 
Czyniąc to, stawia jednak siebie samego w fatalnym położeniu. 
Ten, kogo się proponuje jako kandydata do amnestii, 
jest w zasadzie już po wyroku. Amnestia tylko wówczas 
ma sens (podkreślenie moje). [...]
W tym sensie w propozycji  uwolnienia na drodze amnestii jest już
milcząco zawarty wyrok skazujący".
 
Ciekawe.
 
« Pierwsza  < 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 >  Ostatnia »