2014-02-23 - Koszutka, Mariacka i okolice 19. Życie kryminalne cd

IKONKI_DOMKI.jpg (W dalszym ciągu jesteśmy przed tamtą wojną)

List gończy Komendy Policji za niejakim Nikiforem Maruszeczko z nagrodą 1000 zł pojawił się w miastach województwa śląskiego na przełomie 1937 i 1938 roku[1]. Bowiem w grudniu, poszukiwany już wcześniej Nikifor Maruszeczko, vel Marian Sikora, vel Florian Sikora, vel Stanisław Garlej, napadł w Załężu na restauratora Gałuszkę, obrabował go i zabił jego żonę, Wiktorię, a dwie inne osoby ciężko ranił. Dwa miesiące wcześniej zastrzelił w Parku Kościuszki alfonsa, niejakiego Rothera. Liczba ofiar (w tym dwóch policjantów) Maruszeczki wzrosła tym samym do siedmiu.

Z Katowic Nikifor Maruszeczko pojechał do Bielska, gdzie okradł kasę Spółdzielni Inwalidów (inne źródła mówią także o napadzie na sklep tytoniowy) i 15 (lub 8) stycznia późnym wieczorem pojawił się, kompletnie pijany, w hotelu „Pod Orłem”, w dzielnicy Biała Krakowska, na balu karnawałowym. Tu wszczął awanturę, postrzelił policjanta, któremu jednak, przy pomocy pracowników hotelu, taksówkarzy oraz przechodniów udało się w końcu obezwładnić mężczyznę.

Jakież było zdziwienie, gdy okazało się, że zatrzymanym jest sam Nikifor Florian Maruszeczko, najbardziej poszukiwany w regionie przestępca (pisze się także, że jednak został rozpoznany, właśnie dzięki owemu listowi gończemu, rozkolportowanemu w całym województwie). Który tyle już razy wystrychnął na dudka policję, kilka razy zwiał bezczelnie z aresztów i więzień, o którym śpiewano piosenki i którym straszono dzieci. Tym razem policja była czujna i uważna. Z Katowic przyjechał sam nadkomisarz Brodniewicz. Towarzyszyli mu śledczy Czylok i Wiśniowski, którzy tropili bandytę od dawna.

Jeden dzień trwał proces i 24 lutego Sąd Okręgowy w Katowicach skazał Maruszeczkę na karę śmierci. Apelacja został odrzucona, prezydent RP nie skorzystał z prawa łaski i 8 sierpnia 1938 roku powieszono mordercę w warszawskim więzieniu. Liczył sobie wówczas zaledwie 25 lat. Na procesie miał powiedzieć: „Kto mnie goni, szuka śmierci”. Zanotowano też takie zdanie: „Zaznaczam, że żal mi jest osób cywilnych, lecz policjantów wcale mi nie żal, gdyż stale mnie prześladowali…”. Niezbyt wysoki, ale przystojny - tak uważały kobiety - nosił się elegancko, był chyba jednak dość prymitywnym człowiekiem, zwykłym, pospolitym bandziorem. Mordował bez skrupułów, także przypadkowych ludzi - w Katowicach zabił chłopaka i dziewczynę. „Najpierw strzelał[2], potem pytał. Jeśli wcześniej nie zabił”. Nasz rodzimy John Dillinger.
Mała, zgniła śliwka. Losu drugiego poszukiwanego, Józefa Kaszewiaka, także groźnego bandyty, nie udało mi się ustalić.

Statystyka przestępczości za rok 1933 (województwo śląskie)[3]

Przestępstwa:
            2 morderstwa
            1765 kradzieży
            869 kradzieży z włamaniem
            760 fałszerstw pieniędzy i papierów wartościowych
            206 uszkodzeń cielesnych
            80 przypadków przemytu
            36 przypadków zdrady głównej
            10 przypadków szpiegostwa

Wykroczenia:
            przekroczenie przepisów handlowo-administracyjnych (1049)
            włóczęgostwo i żebranina (924)
            przekroczenia meldunkowe (529)
            opilstwo (786)
            krzywoprzysięstwo (68)
 

Uderza liczba fałszerstw pieniędzy, ale pamiętajmy, jakie to były czasy, a region był nadgraniczny. Są tu pozycje egzotyczne (zdrada główna) oraz egzotycznie brzmiące, a dziwnie znajome (opilstwo, krzywoprzysięstwo).

Przeskoczmy do czasów współczesnych; oto wnioski z raportu PwC[4]:

„Rezultaty badań wskazują, że Katowice powinny zdobyć się na większy wysiłek w celu zapewnienia mieszkańcom i odwiedzającym odpowiedniego poczucia bezpieczeństwa. Przestępczość w mieście utrzymuje się na relatywnie wysokim poziomie, a liczba kolizji i wypadków drogowych została odnotowana powyżej przeciętnej dla badanych miast. […]
Katowice nie są miastem szczególnie bezpiecznym, co odnotowaliśmy przy okazji pomiaru Kapitału Jakości Życia. Wydatki miasta na bezpieczeństwo, liczba policjantów i strażników miejskich nie należą do najwyższych pośród porównywanych miast. Wykrywalność przestępstw również kształtuje się na poziomie niższym niż przeciętna”. Hm...



[1] 1400 złotych zarabiał wtedy miesięcznie prezydent miasta, 1000 złotych nie była to mała kwota.

[2] pistoletem Sauer und Sohn-Suhl, kaliber 7,65. „Gdy w roku 1751 zakładano przedsiębiorstwo J. P. Sauer & Sohn w Suhl, nikt chyba nie przypuszczał, że stanie się ono synonimem wysokiej jakości broni, znajdującym uznanie na całym świecie. Przodujące rozwiązania i wiele patentów są dowodem kreatywności i powodzenia 250-letniej polityki firmy. Produkty firmy Sauer & Sohn wytwarzane są z zastosowaniem najnowocześniejszych technologii, według wymagań stawianych obecnie przez rynek. Przykłady rozwoju firmy z dawnych lat dowodzą, że posiadanie broni Sauer już od dawna było czymś wyjątkowym”. (za: www.szuster.com.pl)

[3] W. Janota, cytowane w poprzednim odcinku

[4] Raport na temat wielkich miast Polski, Lata 2006-2010, PriceWaterhouseCoopers, 2011

2014-02-15 - Koszutka, Mariacka i okolice 18. Życie kryminalne

IKONKI_DOMKI.jpg (Jesteśmy przed tamtą wojną)

Sztylet wyrwał ją ze szpon alfonsa. Spowiedź morderczyni.

Dziś sędzia śledczy dr. Zdankiewicz przesłuchiwał morderczynię, Teklę Rudównę z Katowic, która dnia 4 marca br. zabiła sztyletem Adolfa Żurka z Katowic. Morderczyni zeznaje, że działała we własnej obronie. Twierdzi mianowicie, iż jest kobietą lekkich obyczajów i dnia poprzedniego do godz. 4-tej rano spędziła w towarzystwie pewnego wojskowego. Gdy ten o godz. 4-tej opuścił jej mieszkanie, napotkała na ulicy swego kochanka Adolfa Żurka, który bez powodu znęcał się nad nią bił ją i kopał, tak, że utraciła przytomność. Gdy nadszedł policjant, odprowadzono ją do jej mieszkania. Po pewnej chwili w obecności policjanta przybył do jej mieszkania ponownie Żurek i w pewnej chwili chciał się na nią znów rzucić, i wtenczas wzięła ona sztylet i zadała śp. Adolfowi Żurkowi śmiertelny cios. Stało się to w obecności policjanta. Nieporozumienie pomiędzy niemi powstało z tego powodu, iż nie zgodziła się z nim na obcowanie. Dnia 5-maja odbyła się sekcja zwłok, która wykazała, że śp. Adolf Żurek miał rozprute płuca[1].

To z przedwojennej kroniki. I chociaż tu, w Katowicach, nie ma wojen gangów, napadów na banki w biały dzień, szaleńczych rajdów policyjnych wozów, nie ma NYPD ani CSI, nie ma też - tak sądzę - zbyt wielu wyrafinowanych przestępców, bo chociaż to nie jest Wielkie Jabłko, a raczej Mała Śliwka, to przecież i my także (niestety) mieliśmy i nadal mamy swoje Życie Kryminalne. Łotrem nad łotrami był kiedyś niejaki Nikifor Maruszeczko, którego bandyckie wyczyny mroziły przed wojną serca katowiczan... O tym w następnym odcinku.



[1] Za: W. Janota, Katowice między wojnami. Miasto i jego sprawy 1922-1933, wyd. Księży Młyn Dom Wydawniczy, Łódź 2010. Więcej takich książek o naszej nie tak dawnej, a często mocno zakrytej historii.

 

 

2014-02-10 - Wózek też może

Jeff Jefferies: Po co ktoś wychodzi trzy razy z mieszkania
w deszczową noc, niosąc walizkę i trzy razy wraca?
Lisa Fremont: Lubi sposób, w jaki wita go jego żona.
Jeff Jefferies: Nie, nie. Nie ta żona.
I czemu nie poszedł dziś do pracy?
Lisa Fremont: Praca domowa. Jest o wiele ciekawsza.
Jeff Jefferies: Co jest ciekawego w rzeźnickim nożu i małej pile, 
owiniętych w gazetę?
Lisa Fremont: Dzięki Bogu, nic.
Jeff Jefferies: Czemu przez cały dzień, nie był w sypialni żony?
Lisa Fremont: Na to ci nie odpowiem.
Jeff Jefferies: Ale za to ja ci odpowiem, Lisa.
Coś tu jest strasznie nie w porządku.

okno_na_podworze_004.jpg

W tym fragmencie ścieżki dialogowej „Okna na podwórze”[1], filmu Alfreda Hitchcocka z 1954 roku, L.B. Jeff Jefferies (nieco tutaj pretensjonalny James Stewart) po raz pierwszy zwierza się swej uroczej narzeczonej Lizie Carol Fremont (w tej roli urocza Grace Kelly) ze swych niepokojów i podejrzeń. Sytuacja przedstawia się tak. Jeff, fotograf i obieżyświat, unieruchomiony na wózku inwalidzkim po wypadku, spędza czas podglądając życie sąsiadów (siedząc całymi dniami w tytułowym oknie na podwórze). Mija szósty tydzień przymusowej bezczynności, gdy któregoś dnia Jeff spostrzega dziwne zachowanie mężczyzny w mieszkaniu naprzeciwko. Wygląda na to, poszlaki na to wskazują, że niejaki Lars Thorwald zamordował swoją żonę, jej zwłoki poćwiartował (!) i usunął z mieszkania. W tle, a jakże, ta druga kobieta. Znajomy policjant wyśmiewa Jeffa, ale narzeczona i pielęgniarka firmy ubezpieczeniowej podzielają w końcu podejrzenia fotografa. Następuje seria wypadków, które doprowadzają do mrożącego krew w żyłach - dla Jeffa i Lizy - finału.
 

Dedykuję wszystkim wózkowiczom. Z tej perspektywy też można co nieco dokonać. ;)

 


[1] Okno na podwórze (Rear window), 1954 r. Reżyseria: Alfred Hitchcock, scenariusz: John Michael Hayes, muzyka: Franz Waxman, zdjęcia: Robert Burks. Obsada: James Stewart, Grace Kelly, Thelma Ritter, Wendell Corell i in. Na podstawie opowiadania Cornell Woolrich, It had to be murder. 3 nominacje do Oskara w 1955 roku (najlepszy: reżyser, scenariusz, zdjęcia).

 

 

2014-01-31 - Gość bloga. Stefan Orzechowski

Jeśli czegoś szukasz w internecie, jest człowiek, który Ci w mig i bezbłędnie podpowie, czy, gdzie i kiedy.
Jeśli w sejfie w Menlo Park przechowywany jest wzorzec "Facebook User", znam człowieka, który pozował artyście, wynajętemu przez Marka Z. Jeśli sądzisz, że spędzasz dużo czasu przed kompem - wyluzuj, jest człowiek, który zawsze spędzi o tę jedną minutę więcej. A bierze się to nie z manikalnej obsesji (chociaż...), a z łapczywej zachłanności, ciekawości świata. Przy tym brat-łata, uczynny i skory do pomocy, jak nikt inny. To Stefan O. Który przysłał mi mądrościowy tekścik (tu fragment), skompilowany zapewne (jakżeby inaczej) z internetowych fraz. Ta "gnomiczność" jest przecież esencją Facebooka.
Taka jednak różnica między Stevem a innym szperaczami, że jest on prawdziwym erudytą. Jego internet naprawdę czegoś nauczył i wciąż uczy.

G.jpgość bloga, czyli mądrości przesłane przez S.O.

Ktoś, chyba niezbyt trzeźwy, nazwał mnie ostatnim człowiekiem renesansu bo i poezja, i dramat, i malarstwo, a jeszcze technika, filozofia, agricola i wiele innych. Wszystko po równo uprawiałem, i zgłębić chciałem. Chcąc zrozumieć, co sie wokół dzieje wyszedłem od miłości , która jest nade wszystko. Przebaczenie, pomyślałem,  ulży ci w życiu, nigdy nie jest za wcześnie, jak również za późno, by zacząć przebaczać - dlatego na koniec poszukiwań straconego siebie - zacząłem, niejako - błogosławić:

  • Błogosławieni, którzy umieją się z siebie śmiać; ich radość nie będzie miała końca.
  • Błogosławieni, którzy potrafią powiedzieć: "małe, a cieszy"; oszczędzone będzie im wiele trudu.
  • Błogosławieni, którzy wiedzą jak odpuścić, nie czekając na przeprosiny; oni kroczą ścieżką mądrości.
  • Błogosławieni, którzy wiedzą, kiedy ucichnąć i słuchać; oni dowiedzą się wielu nowych rzeczy.
  • Błogosławieni, którzy mają na tyle zdrowego rozsądku, by nie traktować siebie zbyt serio; docenią to wszyscy wokół nich.
  • Szczęśliwi, którzy poważnie podchodzą do rzeczy drobnych, a poważne problemy przyjmują spokojnie; daleko zajdą w życiu.
  • Szczęśliwi, którzy umieją docenić uśmiech i nie pamiętaja wybuchów złości; będą kroczyć zawsze po słonecznej stronie ulicy.
  • Szczęśliwi, którzy są mili i rozumieją nastroje innych; wszystko będzie dla nich jasne.
  • Błogosławieni, którzy myślą, zanim coś zrobią, i modlą się, zanim pomyślą; nie popełnią wielu głupstw.
  • Szczęsliwi, którzy wiedzą, jak trzymać język za zębami i się usmiechać; pokój zamieszka na stałe w ich duszy.

I tak mi zostało...

Stefan.

PS. „Ponieważ nie można ciagle pić, więc czasami się dokształcam”. (B. Hrabal)

Kto ma konto na Fejsie, niech zostanie kumplem Stefana, a on Ci pokaże: stare kościoły i kapliczki w malarstiwie polskim, unikalne fotografie Audrey Hepburn, samochody i motocykle z lat 20., chatki, chatynki i domki na starych fotografiach z XIX w., kruka w stu odmianach i kulturowych odsłonach oraz 1000 innych tym podobnych, a wszystko jednego dnia, przedpołudniem. Po południu ciąg dalszy. 

 

 

  3 komentarze  | 
  • odp. - Użytkownik: Małgorzata, 2017-05-06 16:10:35
    Wszystko napisałeś Ryszardzie... Nic dodawać nie trzeba ... Taki jest Stefek .... I Najwyższemu dziękuję, że jest moim PRZYJACIELEM ...
  • Tak tak - Użytkownik: rl, 2014-02-10 20:24:30
    That's right. :)
  • Gość bloga. - Użytkownik: Syso, 2014-02-03 09:16:14
    Cóż... Wpadłem w tę miłą pułapkę... Dałem się wciągnąć w jakąś dyskusję i przybył mi niezwykle absorbujący "znajomy" na facebooku :-) Potwierdzam każde słowo autora o Stefanie O. i z aprobatą czytam owo nowe "kazanie na górze", które zgrabnie wymyślił sobie i innym. I choć już kilka razy prowokował mnie do spotkania w "realu" na piwie, to przecież - jak wszyscy - czytałem "Małego Księcia", a najbardziej w pamięć zapadło mi takie z niego zdanie: "Gwiazdy są piękne, ponieważ na jednej z nich istnieje kwiat, którego nie widać." Tak, to bardzo ładna gwiazda...

2014-01-12 - Kruk

Wśród niezliczonych symboli kulturowych, takich jak koło, kielich, krzyż, pierścień, zimorodek, panna, lew... jest także:

KRUK.

Sprawiły to jego paskudne obyczaje (wszystkożerny, je m.in. padlinę), drapieżność, ponury kolor, odgłosy, jakie wydaje (gardłowe, krótkie, przenikliwe "krr"), ale przede wszystkim jego inteligencja. Jest symbolem zagrożenia, śmierci, pojawia się w obrzędach mistycznych i czarnej magii. Czarownica, kot i KRUK to diabelska trójca. Są kruki przyjacielskie, ale więcej tych zdradzieckich, złowrogich.

Oto, co na temat kruka mówią różne przekazy:

Kruk, niedbały zwiastun końca potopu
Kiedy ustała ulewa, która zatopiła świat, Noe wysłał na zwiady białego wówczas jeszcze kruka, ale ten zamiast powrócić, wciąż latał, aż powódź ustąpiła z ziemi, do powrotu zmusił go gołąb.
Po powrocie na Arkę Kruka ubarwiono na czarno i skazano na jedzenie padliny.

Rajski kruk
Ukraińska legenda dodaje, iż kruki były dawniej pięknie ubarwione i znały cudowne pieśni, lecz po wygnaniu z raju nabrały obyczaju jedzenia padliny, co zniszczyło im głosy i uczerniło pióra. Podobno pierwotny kształt ma zostać im przywrócony po przywróceniu raju na ziemi.
Kruk zdrajca
Na północnym Pacyfiku wierzy się, iż pióra kruka są czarne, bowiem jego szwagier (?) przypalił go w ogniu za zdradę. Grecy zaś wierzyli, że to Apollo uczernił kruka, gdy ten doniósł mu o zdradzie kochanki – Coronis.
Kruk niczym Faeton
Kiedy Kruk był jeszcze biały, mógł latać bardzo długo i bardzo wysoko, którejś nocy jednak udał się tak wysoko, iż nie docierało tam światło i nie mógł dojrzeć ziemi. Błądził tak trzy dni i noce, a gdy udało mu się w końcu wylądować odkrył, iż jego pióra poczerniały od nocnego mroku.
Kruk piękniś
Kruk i mewa były kiedyś białymi ptakami, ale uznały, że to nudne, postanowiły więc nawzajem się pomalować. Kruk namalował na mewie śliczne czarne wzorki, a ona próbowała go ozdobić czarnymi kółkami, co się jednak krukowi nie spodobało, ze złości zaczął poprawiać jej malunki, tak iż w końcu cały stał się czarny.

Bajkę Ezopa (lub wersję La Fontaine'a/Krasickiego) wszyscy znamy:

Lis był bardzo głodny, bo cały dzień nie miał nic w ustach. Darmo biegał po całej okolicy w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia - nie mógł nic znaleźć. Podniósł w górę głowę i spojrzał na drzewo. Na gałęzi siedział kruk z kawałkiem sera w dziobie. "Najbardziej w świecie chciałbym zjeść kawałek sera". Oblizał się lis i pomyślał: "Muszę zdobyć ten ser!" - Kruku - rzekł przymilnie - jesteś najpiękniejszym z ptaków, masz piękne, lśniące, czarne pióra, piękną postać i dziób ... Gdyby jeszcze ... - tu zawiesił głos. Kruk niecierpliwie czekał na dalsze pochwały. - Gdyby jeszcze twój głos okazał się tak piękny jak ty. Stałbyś się królem ptaków! 
Sprytny lis teraz czekał na otwarcie dzioba i rzeczywiście - kruk chciał się pochwalić głosem. Otwarł dziób, by go wydać, a na to tylko czekał lis. Ser wypadł z dzioba kruka i wpadł prosto do otwartego pyska lisa...

(Tu kruk przegrywa z lisem sromotnie, bo rozum nie daje jednak rady czasami. Tak bywa i nie tylko kruki tak mają...).

Niemniej sławny w literaturze jest przejmujący Kruk Alana Edgara Poe'a. 
Tu fragment w tłumaczeniu (oczywiście) Stanislawa Barańczaka:

Osłupiałem; czy to wszystko sen? jak mogło się ptaszysko
Tak odezwać, jak orator, co na wylot zna swój fach?
Choć w tym sensu było mało, przecież słusznie się zdawało
Rzeczą całkiem niebywałą, że ptak, siedząc przy mych drzwiach,
Na popiersiu marmurowym, bielejącym tuż przy drzwiach,
Kracze schryple: Kres i krach.
 
Gęstą czernią na boginię cień rzucając, kruk jedynie
Parę słów wykrakał, jakby skakał w nich po kruchych krach.
Potem milczał dłuższą chwilę – widać chciał rzec właśnie tyle .
Lecz gdym rzekł: Czy się nie mylę? czy zbłądziłeś pod mój dach,
By mi zdradzić, jakie szczęście znajdzie drogę pod mój dach? .
Kruk zakrakał: Kres i krach.

Jest wiele polskich tłumaczeń sławnego wiersza, moim zdaniem urodą brzmienia wyróżnia się tekst 
Barbary Baupre, dlatego także przytaczam tu jego fragment:

Nie chcąc, by gość hebanowy
Przejrzał z marzeń mych osnowy
Nawał mętnych myśli smętnych,
Co mój duch obległy już.
Rzekłem siląc się na żarty:
– Choć czub nosisz mocno zdarty,
Wiem, żeś nie jest zwykłym kurem
Co przy ziemi gdacze tuż.
Tyś wędrowny kruk prastary,
Co piekielne rzucił mary,
Z Plutonowych spiesząc wzgórz.
Powiedz, jak cię tam nazwano?
Jakie nosisz wśród nich miano.
A kruk rzecze:
– Nigdy już!

Patrząc na naszego bohatera posłuchajcie pięknej dumki Maksyma Troszyna Czarny kruku:

https://www.youtube.com/watch?v=DHG-YgKli2w#t=21

cru2.jpgkr5.jpgcru7.jpg   

kru0.jpg kru3.jpg kruk.jpg

kru14.jpg

(Czyż w tym ostatnim zdjęciu nie ma potężnego ładunku erotyzmu?)

Informacje o kruku i foto dzięki uprzejmości Stefana Orzechowskiego (źródła: internet).

« Pierwsza  < 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 >  Ostatnia »