2013-05-11 - Kosz ułomków. Magia i etyka

IKONKI_KOSZYK.jpg

"[W dawnym Egipcie] do grobu wkłada się nieboszczykowi Księgę Zmarłych zawierającą w rozdziale 125 tzw. spowiedź negatywną, która polega na stwierdzeniu, że zmarły nie popełnił takiego czy innego grzechu. 'Nie postępowałem niesprawiedliwie wobec ludzi. Nie dręczyłem zwierząt. (...) Nie czyniłem niegodziwości. Nie napadałem. Nie byłem chciwy. Nie kradłem. Nikogo nie zabiłem...' [Deklaracje te] mają moc sprawić, że ominie go kara za złe czyny, nawet jeślby takich w rzeczywistości nie popełnił.
Z biegiem wszakże czasu z tego, co było początkowo magią, rodzi się etyka. Ważne staje się to, jakim człowiek jest naprawdę, a nie na jakiego wygląda".
Anna Świderkówna. Życie codzienne w świecie greckich papirusów. PIW, Warszawa 1983.
W rozwoju człowieczeństwa to przejście z magii do etyki jest kluczowe.

2013-05-08 - Koszutka, Mariacka i okolice 14. Soczewica raz!

IKONKI_DOMKI.jpg Soczewica ze szpinakiem

Przepis z wegetariańskiego „Złotego Osła”, ul. Mariacka 1 - od Marioli Poddemskiej, którą tutaj serdecznie pozdrawiam.

            (proporcje, przygotowujemy zawsze blachę potrawy)
            0,5 l bulionu warzywnego (marchewka, pietruszka, seler, por)
            2 szklanki soczewicy
            1 kg szpinaku
            curry
            4 cebule
            kawałek świeżego imbiru (niekoniecznie)
            płatki chili
            sól
            olej do smażenia

Soczewicę zalewamy bulionem, dodajemy przyprawę curry i gotujemy 15 minut pod przykryciem. Odcedzamy. Cebulę siekamy i podsmażamy na oleju razem z chili, można dodać imbir. Łączymy ze szpinakiem, dusimy do miękkości. Soczewicę mieszamy ze szpinakiem, solimy.
Od siebie, semi-wegetarianina od pół roku, dodam: Dobre, jadłem w "Ośle" (ulubionej jadłodajni wielu katowiczan).

  1 komentarz  | 
  • i najważniejsze... - Użytkownik: Stiv, 2013-05-11 13:13:36
    i najważniejsze, iż szpinaku nie musimy szukać i zbierać na nasypach kolejowych...

2013-04-28 - Hit the road Jack?

Świat można oglądać z dwóch perspektyw. Z góry i z dołu, co poniekąd odpowiada dwóm perspektywom malarskim: zwykłej, zbieżnej i odwróconej, rozbieżnej. Kto zna malarstwo zachodnie 
i wschodnie ikonopisanie wie, co mam na myśli. W odwróconym sposobie pokazywania przestrzeni rzeczy dalsze - paradoksalnie - jawią się nam jako większe. Jeśli więc oglądasz świat z dołu, siedząc, największe jest dla ciebie to, co najdalsze. A dlatego, że nieosiągalne. Dalekie lądy, bezkresne oceany rozłożyły się w ogromnej kuli, ty zaś znajdujesz się w jej punktowym centrum i od ciebie rozbiegają się wszystkie linie świata. „Z dołu” znaczy też „nieruchomo”, o ile zaniedbamy drobne życiowe fluktuacje, ową krzątaninę, chaotyczne termiczne ruchy Browna, które przecież nigdy nie wyprowadzą cię poza granice ciasnej, ograniczonej przestrzeni: mieszkania, domu, paru ulic, kilku skwerów, placów. Patrząc na świat z góry jesteś, jak pisze Olga Tokarczuk, „biegunem”, spoglądając z dołu stajesz się jego przeciwieństwem, „antybiegunem”. Coś jak biegun północy i jego alter ego, stojący na głowie biegun południowy. Historię naszej cywilizacji piszą co prawda jedni i drudzy, ale to ludzie drogi, znikające punkty są bohaterami tych czasów.

Ludzie w ruchu, czyli wędrowcy, wanderers, nomadzi, pielgrzymi, odkrywcy, kupcy w karawanach, wojownicy-najeźdźcy, szukający chleba i szukający złota, niespokojne dusze, okrążający glob zgodnie z jego obrotami i w przeciwnym kierunku. Synowie Lucy, Polinezyjczycy, Dorowie, Żydzi zmierzający do Ziemi Obiecanej, rzymscy legioniści, hordy Dżyngis Chana, Marco Polo, Magellan i Kolumb, konkwistadorzy, pasażerowie Mayflower i dyliżansów, grenadierzy małego Kaprala, poszukiwacze złota pędzący zaprzęgi do Klondike, Stanley i Livingstone (dr Livingstone, I presume?), Gagarin i Armstrong, Kerouac i Chatwin. Przenoszą dobre (i złe) geny, zanoszą idee, transportują zboże, jedwab, oliwę, złoto, whisky, kokainę.

Ci drudzy to ludy osiadłe, rolnicy, garncarze i tkacze, strażnicy rogatek i domowego ogniska, rozbitkowie, więźniowie i exulowie, którzy może by i chcieli, ale nie mogą i ci, którzy zwyczajnie nie mają za co, myśliciele, krążący po jednej agorze lub spacerujący jedną i tą samą ulicą, ludzie Księgi i innych ksiąg, z kolei ci, którzy mają innych, by za nich świat zdobywali i podziwiali, dalej chorzy i kaleki, jeszcze leniwi, znudzeni, wreszcie tacy, którym najlepiej jest właśnie tutaj, nigdzie indziej. Kreteńczycy, Owidiusz i Horacy, cenobita Antoni, Heloiza, rezydenci Zakazanego Miasta, królowa Izabela, Robinson Cruzoe, Żelazna Maska, Immanuel Kant, Marcel Proust, Stephen Hawking i Christopher Reeve.

Hit the road Jack and don't you come back
No more no more no more no more,
Hit the Road Jack and don't you come back no more.

What'd you say?

Hit the road Jack and don't you come back
No more no more no more no more,
Hit the road Jack and don't you come back no more.

"Zabieraj się Jack i nie wracaj” - 
mówi kobieta do mężczyzny; jest w tym rozczarowanie i gorycz i tak jest u Raya Charlesa. „Jack” jak Jack Kerouac, z pokolenia bitników, któremu dedykowany był utwór. Ale ja wolę zwyczajne, bez historii, histerii i podtekstów: „Ruszaj w drogę, Jack”. Bo żadne wezwanie tak nie wypycha za próg, żadne nie wygania na szlak jak to. 
Hit the road smaga jak bicz, jest w nim zapowiedź trudów wędrowania, ale jest też obietnica przygody. Nie wracaj, a twoje życie to droga. Ludzie, o których czytamy na kartach podręczników historii, odkrywcy, podróżnicy, badacze, wszyscy mieli na imię Jack. Świat przecież pełny jest także takich, którzy mają na imię Henry albo John. Którzy cierpią na dromofobię, lekkiej lub ciężkiej postaci, albo po prostu - lubią albo muszą siedzieć w domu. Mają tu, na miejscu do załatwienia tysiąc spraw, mają rodzinę, lumbago, konto w banku, ciepłą kołdrę i miękką poduszkę. Historia o nich nie mówi. Gdy pytają: what'd you say? i odwracają się, odchodzą, nikt o nich książek już nie napisze. A jeśli napisze, będą to zupełnie inne książki.

Mędrzec nie musi wyruszać z domu, by zdobyć krainę zmyśli, odkrywca (jeżeli nie jest badaczem odległych galaktyk i nie tkwi pod kopułą teleskopu) nie może w domu pozostać, jeśli ma rozszerzyć swój i nasz horyzont. Świat w biegu, trzeba przyznać, jest bez wątpienia ciekawszy, barwniejszy niż ten pozbawiony ruchu. Wszyscy (lub prawie wszyscy) chcemy podróżować, oglądać, zaglądać, nasycać się nowymi obrazami, barwami, chłonąć nowe dźwięki, zapachy i smaki.  Ale jeśli inna jest twoja heimarmene? Jeśli Los przeznaczył ci zamkniętą, ciasną klatkę zamiast swobodnych, bezkresnych przestrzeni. Jak wtedy mierzysz się ze światem?

(dedykuję wszystkim niechodzącym lub tym, którzy chodzą ledwo, ledwo, a więc i sobie samemu)

Ray:

http://www.youtube.com/watch?v=0rEsVp5tiDQ

2013-04-17 - Powstanie

 

"JEŻELI KTOKOLWIEK ZADAJE PYTANIE O TO, CO TO ZNACZY BYĆ ŻYDEM I POLAKIEM

I JAK BYĆ ŻYDEM I POLAKIEM PODCZAS I PO ZAGŁADZIE

(ZWŁASZCZA W POWOJENNEJ I DZISIEJSZEJ POLSCE),

NIE MOŻE NIE ZATRZYMAĆ SIĘ PRZY OSOBIE MARKA EDELMANa" 

 

Barbara Toruńczyk

 

 

19 IV 2013 przypada 70. rocznica powstania

w getcie warszawskim.

 

 

 

 

 

 

 

 

foto: Zeszyty literackie

 Campo di Fiori

         (Cz. Miłosz; fragmenty)

W Rzymie na Campo di Fiori 
Kosze oliwek i cytryn, 
Bruk opryskany winem 
I odłamkami kwiatów. 
Różowe owoce morza 
Sypią na stoły przekupnie, 
Naręcza ciemnych winogron 
Padają na puch brzoskwini.

...

I ci ginący, samotni, 
Już zapomniani od świata, 
Język nasz stał się im obcy 
Jak język dawnej planety. 
Aż wszystko będzie legendą 
I wtedy po wielu latach 
Na nowym Campo di Fiori 
Bunt wznieci słowo poety.

W internecie poszukajcie filmu Jolanty Dylewskiej 
"Historia powstania w getcie warszawskim wg Marka Edelmana".

2013-04-06 - Śmiech starożytnych

W rozmowie z Jerzym Ciechanowiczem, zatytułowanej Medea i czereśnie, a pomieszczonej w zbiorze pod tym samym tytułem, profesor filologii klasycznej, tłumacz dzieł wszystkich Eurypidesa, innych tragików oraz epików i liryków greckich Jerzy Łanowski opowiada o poczuciu humoru antycznych Greków
i Rzymian. 
I przytacza parę przykładów (tu Grecja):

Albo dowcipy lakońskie, opierające się głównie na znanej małomówności Spartan, jak owa historia
z królem spartańskim, który przychodzi do golarza (wielkiego gaduły, jak wszyscy golarze).
Golarz pyta: "Jak cię mam ostrzyc?", a król na to: "W milczeniu".

Czyż nie doskonałe? Sam często mam ochotę tak właśnie odpowiedzieć fryzjerowi...
Bohaterem jest słynny attycki mówca ludowy czasów Aleksandra Wielkiego, Demades. Przysłuchuje się on sporowi dwóch dialektyków i mówi: "Jeden doi kozła, a dru
gi podstawia sito".
Czy ta uwaga nie pasuje idealnie do jałowych dyskusji naszych polityków?
Zacytuję taki dowcip o śmierdzigębie, który modli się do Dzeusa i podnosząc ku niebu ręce i twarz, woła: "O Dzeusie!" - a bóg na to: "Tylko nie chuchaj!".
Hm... 

Te przykłady pokazują, że starożytni nie byli aż tak nam obcy, jak często się wydaje.
Profesor konstatuje: Ogólnie można stwierdzić, że i my odbieramy poprawnie dowcip starożytny, i starożytni zapewne mogliby poprawnie odbierać większość naszych dowcipów, a wiele z nich - dodajmy - rozpoznaliby jako wlasne.

Obaj panowie J. już nie żyją.
Jerzego Łanowskiego znają miłośnicy dramatów trzeciego Tragika.
Jerzy Ciechanowicz zmarł młodo, w wieku 44 lat, i ta strata jest nadzwyczaj bolesna. Był bowiem już znakomitym, a wciąż świetnie się zapowiadającym znawcą antyku, tłumaczem i eseistą, a także wytrawnym podróżnikiem.

 

 

 

« Pierwsza  < 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 >  Ostatnia »