2013-04-03 - Funerał na ciało

http://fundacja-karpowicz.org

U Karpowicza prezentuję moich przyjaciół, autorów komiksów, oraz jedną z ich komiksowych historii. Funerał na ciało wraz z innymi opowieściami niebawem ukaże się drukiem.
Tu fragment artykułu. Po resztę sięgnijcie do źródła.

Mieszkają w Dąbrowie Górniczej. Poznali się w szkolnych czasach, na wagarach, z czego jednak nie wyciągają daleko idących wniosków. Fakt jest taki, że przetrwało, a teraz materializuje się w komiksach. Najpierw jest opowiadanie Romana. Jeśli Paweł zaakceptuje (nie zawsze tak musi być), obmyślają scenariusz. Paweł szkicuje storyboardy, w tym czasie korygują scenopis. Paweł siada do rysowania, Roman pisze łączniki, dymki. Koniec, następne.

Tak powstał komiks Bez końca, wydany w 2102 roku przez Kulturę Gniewu. Z nowego Chwila jak płomień (w przygotowaniu) przedstawiam opowieść: Funerał na ciało. W książce obrazy zastąpią tekst. Ktoś pisał o Toporowskim klimacie Bez końca.  Dodam, że klimat ten tworzy i Narracja (Lipczyński),
i „Ryty” (Garwol).

Tworzące duety. Każdy z nich miał, ma swoją metodę (bracia Goncourt, Strugaccy w powieści, w filmie Joel i Ethan Coenowie, Jan i Zdeněk  Svěrákowie, w muzyce Simon i Garfunkel, McCartney
i Lennon, Zillmannowie w architekturze).  Czy technologia, metoda wystarcza? Nie sądzę.

PiR.jpg

Paweł Garwol (rysunki) i Roman Lipczyński (litery)

2013-03-26 - Kosz ułomków. Lewą marsz

IKONKI_KOSZYK.jpg

Jestem człowiekiem bez właściwości, ponieważ nie jestem ani dokładnie praworęczny (p.-nożny), ani leworęczny (l.-nożny). Genetycznie i rodzinnie (po ciotce Dance) mam chyba zapisaną lewostronność, jednak system wychowania i nauczania, gdy byłem wczesnoszkolnym malcem, sforsował mnie w kierunku prawostronności. Jest więc tak, że piszę reką prawą, ale rzucam (piłką, kijem-oszczepem, kamieniem) ręką lewą. Tak czy owak zawsze mnie interesowało kulturowe rozróżnienie prawy-lewy, gdzie "lewy" zwykle oznacza coś gorszego, mniej wartościowego. Bo kultura, cywilizacja wyróżniają przecież skrętność (tak to trzeba sformułować), tak jak w fizyce robią to oddziaływania słabe. 
Tropię więc i śledzę lustrzanoodbiciowe perypetie i ostatnio znalazłem piękne wyjaśnienie, dlaczego żołnierze zawsze zaczynają marsz LEWĄ NOGĄ.

Mitach Greckich Robert Graves pisze tak:
Jedyny sandał Jazona (wodza Argonautów - rl) dowodzi, że był on wojownikiem. Etolscy wojownicy słynęli z obyczaju obuwania tylko lewej nogi. [...] Stosowali to również Platejczycy podczas wojny peloponeskiej, by mocniej stać w błocie. Przyczyną tego, że obuta była noga po stronie tarczy, a nie po stronie broni, moglo być to, że nogę tę wysuwano do przodu podczas walki wręcz, a także mogła służyć do kopnięcia przeciwnika w krocze. Tak więc lewa noga była wrogą i nigdy nie stawiano jej na progu domu przyjaciela; tradycja ta przetrwała we współczesnej Europie, gdzie żołnierze, wyruszając na wojnę, stawiają pierwszy krok nogą lewą.
Prawda, że przekonywujące? 
(Mity przetłumaczył H. Krzeczkowski, a wydało vis-à-vis w Krakowie.)

Wesołego Alleluja dla prawo- i lewonożnych. r. (przy okazji cienka aluzja do naszych kopaczy); foto net

2013-03-21 - Kosz ułomków. Barthes à propos

IKONKI_KOSZYK.jpg

W książce Roland Barthes strukturalista, krytyk literacki, guru semiologów Roland Barthes o swoim pisaniu, języku, o sobie.

O upodobaniu do fragmentaryzacji 
"Pisać fragmentami: są one wtedy kamieniami na obwodzie koła: rozkładam się koliście: cały mój świat w kawałkach [...] Ponieważ uwielbia (on, Barthes - przyp. RL) wynajdywać i pisywać początki, stara się pomnażać tę przyjemność: oto dlaczego pisze fragmentami [...] (nie lubi za to końców: ryzyko retorycznej klauzuli jest zbyt wielkie: lęk, że nie będzie potrafił oprzeć się ostatniemu słowu, ostatniej replice)".
Ciekawi mnie ta idea, bo sam mam podobną skłonność, zarazem niechęć do dużych całości i lęk przed (zwykle kategorycznymi) zakończeniami. I jeszcze taka myśl RB: "wobec  k a w a ł k ó w świata mam prawo wyłącznie do preferencji". 
Jeśli traktować rzeczywistość jako pokawałkowaną, sfragmentaryzowaną, to trudno łapać ją w jedną sieć, oglądać jak w kinie, siedząc na jednym krzesełku.

Motylkowatość...
to "szalona zdolność do rozrywki kogoś, kogo praca nuży, onieśmiela lub kłopocze: pracując na wsi, sporządziłem listę rozrywek, do których uciekam się co pięć minut: spryskuję muchę, obcinam paznokcie, jem śliwkę, sikam, sprawdzam, czy woda w kranie dalej brązowa, idę do apteki, schodzę do ogrodu zobaczyć, ile nektarynek dojrzało na drzewie, słucham wiadomości radiowych, sklecam jakiś pojemnik na papiery...".
Mam podobnie. A teraz wiem, że nazywa się to ładnie "motylkowatością".

Na czczo
Jak chłodno ocenić to, co się zrobiło? Napisało, namalowało, wybudowało?
Barthes przywołuje tu Brechta:
"Wyznaczając termin kolejnej próby, Brecht mówił do aktorów: 'N a  c z c z o!  Nie napełniajcie się, nie napychajcie się, nie szukajcie natchnienia, wzruszenia ani przyjemności, bądźcie oschli, bądźcie na czczo'. Jak spreparować najlepszą z możliwych lekturę samego siebie: nie kochać, lecz wyłącznie znieść na czczo to, co zostało napisane?".
Czy jest to w ogóle możliwe? Bezemocjonalna, zimna ocena swoich dokonań?

Czy jestem ze spiżu, z jednego uczyniony kawałka?
A może, jak sądzi Barthes, człowiekiem podzielonym? 
On, RB, to np.: materialista (na płaszczyźnie filozoficznej), hedonista (jesli chodzi o ciało), buddysta (w kwestii przemocy).
Chyba każdy z nas jest takim cyrkiem różności... Boję się więc ludzi spiżowych, ale lękam się też podzielonych na zbyt wiele części, absolutnie niespójnych, rozszczepionych jak światło w pryzmacie.

I jeszcze RB o winie:
"Smak dobrego wina  jest nieodłączny od jedzenia. Pić wino znaczy jeść. [...] Szef restauracji w T. przekazuje mi regułę tej symboliki: jeśli pijemy kieliszek wina przed posiłkiem, zawsze podaje też trochę chleba: aby stworzyć kontrapunkt, jakieś współbrzmienie".
Ów kontrapunkt, taki punkt odbicia niezbędny jest nam nie tylko w czasie picia wina. 
Salut!

Książkę w 2011 r. wydało słowo/obraz terytoria; przetłumaczył T. Swoboda.
Tym, którzy chcą bliżej poznać koncepcje Barthesa (zginął w wieku lat 65, potrącony przez ciężarówkę, w 1980 roku), polecam wydane w Polsce w 2000 roku Mitologie, a także pracę o znakach Japonii.
 

 

 

 

2013-03-17 - Koszutka, Mariacka i okolice 13. Mistrz Leonardi na rogu

IKONKI_DOMKI.jpg

Spotykałem go kiedyś codziennie. Przystanąłem któregoś dnia, wmieszałem się w tłum.

Mesdames et Messieurs! Ladies and Gentlemen! Panie i Panowie!
Przed wami słynny prestidigitator Leonardi i jego zadziwiająca skrzynia. Proszę się nie tłoczyć, proszę się nie pchać, są jeszcze wolne miejsca. Przepuście do przodu kobiety w ciąży i małe dzieci. Szanowny panie, tak, do pana mówię, niechże pan stanie z lewej strony – zasłaniacie widok tej miłej dziewczynce. O, teraz już dobrze. Każdy zobaczy na własne oczy, każdy dostanie tę niepowtarzalną szansę.
Oto przed Państwem, po zagranicznych występach, nasz wspaniały mistrz iluzji – maestro Leonardi.
Oraz jego czarodziejski pies i jego magiczna skrzynia. Iluzjonista nadzwyczajny, nowy Houdini, mistrz białej magii. Za chwilę zobaczycie, co też wydobędzie z czeluści owej tajemniczej skrzyni. To nie zabawa z białym królikiem, to nie igraszki z synogarlicami, więc wstrzymujcie oddech…
Mesdames... Messieurs...
Jest tu po to, aby zadziwiać i wzruszać. Młodych i starych, grubych i chudych, brunetów, blondynów, siwych i łysych. Mężczyźni i kobiety, niedorostki i pannice – wszyscy będą mogli obejrzeć to wyjątkowe widowisko. I niech was nie zwiodą pokazy innych – to kuglarze – oszuści i szarlatani. Prawdziwy artyzm zobaczycie tylko tutaj. Tylko u nas poczujecie dotyk apollińskich muz i tchnienie Anioła. A może raczej śmiech Mefisto? Nie żałujcie skromnych datków, s’il vous plâit. Wielką bowiem sztukę wspieracie.
I zbożny cel.

Na cóż więc czekać? Zaczynamy.

Postawił walizkę na chodniku, wyjął z niej małe, składane, turystyczne krzesełko. Usiadł, złożył kule
i oparł je o mur. Nasunął czapkę głębiej na uszy. Jaki ten mróz dzisiaj... Przydałyby się nowe rękawiczki.
I po diabła te stare obcinał? Niby tak łatwiej, ale teraz marzną mu końce palców – to pewnie od kręgosłupa. I dupa boli od tego siedzenia. Wyciągnął z walizki przerdzewiały termos i plastikowy kubek. Nalał trochę cienkiej herbaty, musi mu wystarczyć na cały dzień. Wyjął i zaraz schował kanapkę owiniętą w zatłuszczony papier. Zje ją dopiero w południe. A może wcześniej, jeżeli dobrze pójdzie mu zbieranie? Lub kupi sobie precla, z makiem. Z solą nie – sól żre mu dziąsła, a raczej to, co  z nich pozostało. Rzucił psu wczorajszą kość –  będzie miał zajęcie na dwie, trzy godziny. Cholera, jak zimno. Podłożył tekturę, tak mniej ciągnie od ziemi. Owinął nogi kocem i postawił przed sobą pudełeczko. Jeszcze modlitewnik
i różaniec, to zawsze lepiej wygląda. I działa na starsze paniusie. Ha, miejsce koło „Złotego Rogu” jest zdecydowanie lepsze niż poprzednie, to na złączeniu Dyrekcyjnej z Wieczorka, no, ze Staromiejską. Szkoda tylko tego Karolaka, czy jak mu tam było.
No, zaczynamy.

2013-03-11 - Rilke raz jeszcze

Recepcja poezji pisanej w obcym języku zależy m.in. od wytrwałości i talentu tłumaczy, ale także od stopnia zafascynowania tłumaczoną liryką i samym poetą. Poezja R. M. Rilkego przed wojną przyswajana była polskiemu czytelnikowi przede wszystkim przez Witolda Hulewicza, który nie był może kongenialnym tłumaczem, ale wielkim propagatorem poezji Austriaka (jako że był także Rilkego dobrym znajomym, by nie rzec, przyjacielem).
Po II wojnie, gdy opadła fala niechęci wobec poezji niemieckojęzycznej, tłumaczył  Rilkego przede wszystkim Mieczysław Jastrun, który stworzył kanon przekładowy, do którego muszą odnosić się wszyscy późniejsi tłumacze. Z nowszych przekładów wyróżnia się dorobek Adama Pomorskiego. Kto miałby wątpliwości, jak tłumaczenie wpływa na odbiór poezji, temu polecam konfrontację filologicznch raczej tłumaczeń Elegii Dujnejskich Bernarda Antochewicza i Jastruna właśnie. Choć może jestem niesprawiedliwy - każdy tłumacz ma swoje chwile chwały i każdy ma swoje potknięcia. Niektórzy poeci programowo NIE tłumaczą innych, i tak Miłosz nie tłumaczył poezji rosyjskiej i niemieckiej. Rosyjskiej na przykład - by nie ulegać melodii i frazie bliskiego lecz jakże innego języka.
O zmaganiach tłumaczy z materią i duszą poezji Rilkego, a także o Rilkeańskich inspiracjach pisze Katarzyna Kuczyńska-Koschany w książce Rilke poetów polskich. Jest o Przybosiu, Szymborskiej, Różewiczu, Herbercie, Krynickim, Kornhauserze, Zagajewskim. Jedni, jak Zagajewski, czerpią z Rilkego obficie, inni, jak Różewicz, mają go za mętnego pięknoducha. Książka jest zmienioną wersją rozprawy doktorskiej, a czyta się ją wyśmienicie. Czyli - można. Podobnie wciąga egzegeza Rycerz i śmierć tej samej autorki - rzecz o Elegiach Dujnejskich.

To trudna poezja, częstokroć wymagająca podpowiedzi, rozjaśnienia, wskazania kierunku interpretacji. Takie prace jak ww. pozwalają na bliższe obcowanie z liryką. Tego chwytania pomocnej ręki nie należy się wstydzić. 

Któż, gdybym krzyknął, usłyszałby mnie z zastępów
anielskich? A gdyby nawet któryś z aniołów
przycisnął mnie nagle do serca: musiałbym umrzeć
od jego silniejszej istoty. Albowiem piękno jest tylko
przerażenia początkiem...

Pierwsza Elegia, tłum. M. Jastrun.

  2 komentarze  | 
  • Masz rację - Użytkownik: rl, 2013-04-04 09:14:03
    Rilke był przez jakiś czas kimś w rodzaju sekretarza Augusta Rodina i, z tego co wiem, wtedy pojawiły się pewne kluczowe idee poezji R.M. Rilke. Wydawnictwa dwujęzyczne były kiedyś hitem, sam tez je chętnie przeglądałem. Szkoda, że zniknęły (bo chyba ich już nie ma?).
  • Rodin - Użytkownik: Stiv, 2013-03-20 19:31:13
    Drogi Rychu!
    z poezją R.M. Rilke spotkałem sie poprzez pomysł edytorski - jedna strona oryginał wiersza, druga - tłumaczenie, podobna książkę w posiadaniu miałem o D. Thomasie. Świetny pomysł tylko zanikł. Nie poamietam tłumaczy ani wydawnictwa ale było to bardzo staranne w wykonaniu.
    Warto wspomnieć o, w moim skromnym zdaniu, doskonłej rzeczy jaką Rilke popełnił o A. Rodinie, zresztą uważam, iz jego poezja rozkwitła pod wpływem impresjii malarskich i postimpresji. Zgadzam się, ze poezja to bardzo trudna i wymaga przygotowania... ale za to cóz za przeżycie duchowe - takie obcowanie!
« Pierwsza  < 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 >  Ostatnia »