2015-04-11 - NOSTALGIA II. Tomek, łapacz zwierzaków

Łapanie zwierząt do ogrodów zoologicznych nie jest już całkowicie correct. I te ogrody nie są już chyba tak pożądanym miejscem niedzielnych spacerów, jak to było jeszcze
w czasach mego dzieciństwa. Zdajemy sobie sprawę, że miś siedzacy w klatce jest tak naprawdę naszym więźniem (pamiętacie brunatnego niedźwiedzia bez jednej łapy
ze śląskiego zoo?).
Chociaż... coraz częściej słyszymy, że w jakimś zoologu udało się rozmnożyć przedstawiciela gatunku, który to gatunek jest o krok od wymarcia. Nie tylko pandy...
Więc jeśli opiekunom z ogrodów zoologicznych udaje się stworzyć warunki, by ich podoopieczni odczuwali przyjnajmniej wrażenie wolności, to chyba ma sens istnienie takich miejsc. 
Mają ogrody zoologiczne cele i funkcje naukowe, edukacyjne i poniekąd kulturowo-turystyczne (kogo stać na kenijskie safari...).
Czy jednak Tomek Wilmowski, z kart książek Alfreda Szklarskiego, uganiajacy się po świecie za zwierzętami do ogrodu pana Hagenbecka, jest nadal ukochanym bohaterem dziecięcego czytania? Tak jak był moim i wielu moich kolegów (także św. pamięci Sławomira Skrzypka, eksprezesa NBP, ofiary tragedii smoleńskiej, co wiem z TV wywiadu
z wdową po prezesia). 
Bo ja, proszę koleżeństwa, czekałem na następny tom przygód Tomka, tak jak młodzi czytelnicy oczekiwali niedawno na kolejnego "Harry Pottera". I do dziś nie umiem zrozumieć decyzji Szklarskiego przerwania pisania "Tomków" i poświęceniu się tzw. trylogii indiańskiej. Rozmawiałem kiedyś z wnuczką Szklarskiego (koleżanką szkolną mojej córki), ale niewiele umiała mi o pisaniu dziadka powiedzieć. Znak czasów?
Ja przecież tęsknię do Tomka walczącego z plemieniem Ku ku ku ku, Tomka szukającego Sally w niedostępnym buszu, Tomka zmagającego się z agentem Pawłowem w cieniu tunguskiego meteorytu, i wciąż czekam na prawdziwego "Tomka w Gran Chaco". Nic na to nie poradzę. Bo dla mnie australijski busz było czarodziejskim, magicznym miejsce. I nie przeszkadzał brak Severusa Snape'a. Był przecież złowrogi Carter.

okapi_banner_pniej_2717.jpg

We wrocławskim zoo (jednym z najstarszych z Europie) 
powstaje zagroda dla okapi.
Pamiętamy oczywiście okapi, które schwytał Tomek na Czarnym Lądzie.

PS. Warto wspomnieć o Szklarskiego umiejętności budowania fabuły, pomysłowym łączeniu wartkiej akcji z nienużącymi opisami przyrody (listy do Sally), mądrej, nienachalnej dydaktyce. Tak, to jest DOBRA literatura dla młodzieży. 

  1 komentarz  | 
  • pisze EL - Użytkownik: -, 2015-04-21 21:23:57
    Z maila Ewy L.: "...przypomina mi się dzieciństwo, dobre jego strony, dobre książki, w których się zaczytywałam i marzyłam, by być Tomkiem!"

2015-03-25 - Wesołych Świąt

Na Święta życzenia dla wszystkich...

Więc po tym życiu miałyby nas kiedyś obudzić
przeraźliwe jęki trąb i rogów?
Odpuść mi, Boże, ale krzepię się wiarą,
że początek i wskrzeszenie wszystkich nas, nieboszczyków,
obwieści po prostu pianie koguta…

Potem przez chwilę zostaniemy jeszcze w łóżku…
Pierwsza wstanie mama… Usłyszymy,
jak cichutko rozpala ogień,
jak cichutko stawia wodę na blasze
i troskliwie wyjmuje z szafki młynek do kawy.

Będziemy znowu w domu.

Wiersz V. Holana udostępnił Stefan Orzechowski.
Vladimír Holan (16 IX 1905 Praga - 31 III 1980 tamże) – poeta i tłumacz czeski.
Całymi latami nie wychodził z mieszkania, poddając się czemuś w rodzaju mnisiej klauzury artysty, całkowicie oddanego twórczości poetyckiej.)

__________________________________________________________

...i także dla tych, którzy chcą zostać Wielkimi Pisarzami. :)

Dla nich wiersz Charlesa Bukowskiego (nadesłała Ewa Liberka, której dziękuję za wszystkie podsyłane strofy).
 

Jak zostać wielkim pisarzem


musisz wypierdolić bardzo wiele kobiet
pięknych kobiet
i napisać parę przyzwoitych wierszy miłosnych.

i nie przejmuj się wiekiem
ani nowymi talentami.

pij tylko więcej piwa
coraz więcej piwa

i przynajmniej raz w tygodniu chodź
na wyścigi konne

i wygrywaj
jeśli to możliwe.

nauczyć się wygrywać jest trudno –
byle łajdak może być świetnym pechowcem.

i nie zapominaj o swoim Brahmsie
swoim Bachu i swoim piwie.

nie przemęczaj się.

śpij do południa.

unikaj kart kredytowych
i płacenia za cokolwiek w terminie.

pamiętaj, że na tym świecie nie ma
dupy wartej więcej niż 50 dolców
(w 1977).

jeśli masz zdolność kochania
kochaj przede wszystkim siebie
i zawsze bądź świadom możliwości
kompletnej klęski
czy jej powody
wydają się słuszne czy nie –

wczesne dotknięcie śmierci niekoniecznie jest
złą rzeczą.

trzymaj się z dala od kościołów, barów i muzeów
i jak pająk bądź
cierpliwy –
czas każdemu jest krzyżem
plus
wygnanie
klęska
zdrada

cały ten złom.

zostań przy piwie.

piwo to wieczna krew.

wieczna kochanka.

spraw sobie wielką maszynę do pisania

i słysząc kroki w górę i w dół
za swoim oknem

wal w nią
wal porządnie

niech to będzie walka w wadze ciężkiej

uczyń z niej byka, co pierwszy raz wbiega na arenę
i pamiętaj o kolesiach
którzy walczyli tak dobrze:
Hemingwayu, Célinie, Dostojewskim, Hamsunie.

jeśli myślisz, że nie wariowali
w malutkich pokoikach
tak jak ty teraz

bez kobiet
bez żarcia
bez nadziei

to nie jesteś gotowy.

pij więcej piwa.

  1 komentarz  | 
  • odp. - Użytkownik: Małgorzata, 2017-11-14 12:26:10
    Jak mi to umknęło poprzednimi razy - nie wiem .....
    Nie, nie .... pisarką nie zamierzam zostać - piwo bardzo okazjonalne piję, chociaż lubię ... ale znam smakoszy :)
    Jak zwykle bardzo ciepło pozdrawiam. M.

2015-03-24 - 3%

"W społeczeństwie przedindustrialnym 1/3 żywo urodzonych dzieci umierała przed osiągnięciem szóstego roku życia, około 60% nie dobiegało szesnastego roku życia, 75% dwudziestego piątego, a tylko 10% dożywało wieku czterdziestu sześciu lat. Prawdopodobnie nie więcej niż 3% ludzi osiągało sześćdziesiątkę". (Thomas Carney, cytowany przez J.D. Crossana w książce Historyczny Jezus, Książka i Wiedza, Warszawa 1997). 
Pozdrawiam rówieśników, żyjących szczęśliwym zrządzeniem losu w społeczeństwie INDUSTRIALNYM, jak ja dobiegających w tym roku sześćdziesiątki. :)

2015-03-13 - NOSTALGIA I. Zapomniany brydź?

Czy gracie Państwo jeszcze w brydża? (Do you still play bridge?) Czy w pensjonatach, domach wczasowych, sanatoriach (ci starsi), na szkolnych przerwach, w wycieczkowych autobusach, w studenckich stołówkach (nieco młodsi) licytujecie w napięciu:
1 kier - pas - 2 kier - pas - 4 kier - pas - 6 kier - kontra - pas - pas - pas, by natychmiast spłynąć na partnera lawiną wyrzutów: "czemu nie gramy szlema?!", "gramy sześć, zamiast spokojnie zrobić robra i skasować panów po stówce". I po sakramentalnym "pan wistuje"
z mozołem rzeźbić kontrakt, ustawiać impasy, ekspasy, wpustki, liczyć schodzące blotki, szukać damy, króla... 
Dlaczego hasła, nazwy, pojęcia: culbertson, wieloznaczny trefl, słabe dwa bez atu, dwukolororówka Wilkosza, silny pas, cue bid nic a nic nie mówią już młodemu pokoleniu? Dlaczego i w gronie moich równieśników nie da się już wieczorem na tarasie "zmontować kółeczka"?

Czy brydż, szlechetna gra, ucząca analizy i wnioskowania, dyscypliny, współpracy
z partnerem, cierpilwości i opanowania, ale nagradzająca też błyskotliwość, refleks i spryt odchodzi bezpowrotnie do lamusa obyczajów, by nie rzec: kultury? 

Wspomnę wspaniale sukcesy polskich brydżystów w latach minionych, mistrzów świata
i Europy (pozdrawiam Adama Żmudzińskiego, wielokrotnego mistrza, posiadającego tytuł World Grand Master, z którym grywałem w szkole i potem w AZS OND 2).
Przypomnę sobie mojego tatę, który rozkładając karty na kołdrze, mozolnie tłumaczył mi, co to znaczy wylicytować i wygrać "jedno karo". 
I Kazika K., z którym układaliśmy na zajęciach przysposobienia wojskowego swój własny, już abosolutnie doskonały system oparty, oczywiście, na "Wspólnym Języku". I jechaliśmy na turniej na "Podsadzkach", gdzie w oparach tytoniowego dymu zajmowaliiśmy zaszczytne przedostatnie miejsce od końca.

Znalezione obrazy dla zapytania brydż

na stoliku wyłożony dziadek

PS
Czy gry komputerowe, jakie są przedmiotem mistrzostw rozgrywanych obecnie
w katowickim Spodku, są w stanie zastąpić w edukacji intelektualnej takie potyczki logiczne jak brydż? 

2015-02-25 - Czy ta książka może kłamać?

smok_(2).jpg

 

W poprzednim odcinku powypisywałem króciutkie fragmenty (zabawne, niemądre i całkiem do rzeczy) z Żywota Apoloniusza z Tiany, pióra Flawiusza Filostratosa, o której to książce sporo wcześniej słyszałem. Liczyłem więc, że objawi się mym oczom coś na kształt chrześcijańskiej Ewangelii. Miał bowiem Apolloniusz między I a IV wiekiem n.e. sławę konkurenta (jakie słowo pasuje lepiej, nie wiem) Jezusa Chrystusa, sławę osoby zdolnej zapanować nad umysłami i sercami...
Czyimi umysłami, czyimi sercami? 
Między I a IV wiekiem rozstrzygały się losy naszej kultury, cywilizacji, może czegoś więcej: kształtował się paradygmat współczesnego świata. Jeszcze tlił się pogański ogień ("pogański" ma niesłuszną, choć historycznie uzasadnioną konotację negatywną, tu oznacza politeizm, sprawowanie określonych rytuałów, składanie ofiar). Jeszcze "ostatni Rzymianie" (Aecjusz Flawiusz), ostatni obrońcy starego ładu (Julian Apostata, ale i Hypatia), ostatni prześladowcy nazarejczyków (Dioklecjan) próbowali zmienić bieg rzeki. 
Ale ludzie byli już na jej drugim brzegu. Jeszcze żołdacy i motłoch mordowali wyznawców nowej wiary (powiększając - paradoksalnie - ich liczbę), jeszcze neopitagorejczycy, "średni" platonicy zaplatali swój warkocz (którego już równo związać nie umieli). 

Szanse jakieś były. Tak się mogło wydawać. Objawił się między innymi filozof, sofista (raczej mówca i retor niż myśliciel), mag, uzdrowiclel, cudowtórca, pochodzący z Tiany w Kapadocji niejaki Apolloniusz (urodził się i umarł, względnie został zabrany w niebiańskie rejony w I wieku n.e.) Sława jego cudów, magicznych talizmanów, uzdrowień, wypędzeń demonów była znaczna i w licznych krainach Azji Mniejszej (Jonia, Bitynia, Cylicja, Syria) nazywano go boskim mężem, a nawet uważano za boga (z tych pomniejszych, ale jednak). Uczepiono się więc osoby Apolloniusza i usiłowano uczynić go kimś, kto poprowadzi Stare do walki z Nowym. Albo chociaż umocni nadwątloną redutę.
Rolę Księgi spełnić miał Żywot, napisany na zlecenie cesarzowej Julii Domny, z rodu Sewerów.
Ale przecież pogaństwo nigdy nie było religią księgi. I czas był już nie ten. I osoba sofisty Apolloniusza nie bardzo chwytała za serce i nie przemawiała też niestety do rozumu, choć konstrukcje myślowe budował ciekawie (po prawdzie pozostały po nim głównie talizmany). 
I sam Żywot był raczej vie romancée niż pismem świętym. I tak mag-sofista przegrał z cieślą. Albo Filostrat z Pawłem i Mateuszem.

Rysunek smoka złapanego przez bodaj Indów (których krainę odwiedził A.), szukających w głowie gada klejnotów - dzięki uprzejmości Joanny Piec-Gajewskiej.
Zwróćcie uwagę na smocze łzy.

 

 

« Pierwsza  < 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 >  Ostatnia »