2020-12-03 - Kropla dla Przemka

         

       8 listopada 2020 zmarł nasz kochany syn, Przemek.
       To dla Ciebie.

 

Jeśli ktoś przyszedł po trzeciej godzinie, niech świętuje z wdzięcznością. Jeżeli ktoś dopiero po szóstej godzinie się dołączył, niech nic nie wątpi, ponieważ niczego nie traci. Jeżeli zaś ktoś pozbawił się nawet dziewiątej godziny, niech także o niczym nie wątpi, niczego się nie boi. Jeśli ktoś dołą­czył się nawet o jedenastej godzinie, niech wcale nie boi się zwłoki. Albowiem gościnny jest Pan. Przeto przyjmuje os­tatniego jak pierwszego i nad ostatnim się lituje. I pierwszego wynagradza, i drugiego wspomaga.

          św. Jan Złotousty

          

Deska

Nośnikiem jest deska. Najlepsze drewno to lipa - jest cenionym materiałem ze względu na dużą jednorodność budowy, a także łatwość obróbki. Wykorzystuje się także cyprys, topolę, olchę, sosnę, a nawet jodłę i modrzew. Deska może być zrobiona z jednego kawałka drewna lub też klejona. Często w desce wyżłobione jest wgłębienie, tak zwany kowczeg. Od strony odwrocia wzmacniana jest dwoma listwami, szpongami, wykonanymi z twardszego drewna (dąb lub buk), które spowalniają i zmniejszają dynamikę odkształceń w wyniku zmian wilgotności i temperatury.

Przeciągnęło się aż do trzeciej. Łucja spała, Kuba rzucił torbę w kąt, szybko się rozebrał, jak zwykle kopnął ubranie na środek pokoju i padł na łóżko. W głowie miał nieznośny szum i było mu niedobrze. Po co pił to ostatnie piwo? I jeszcze, kurwa, rozchodniaczka. Zwykle kończyli około północy, ale ten wieczór był wyjątkowy. Tym razem udało się tak ustalić termin spotkania, żeby i Roman mógł wziąć w nim udział. Przyjeżdżał z Aten dwa, trzy razy w roku i tylko na parę dni, więc rzadko kiedy do nich dołączał. Wyjechał za granicę zaraz po studiach, czyli - nietrudno policzyć - akurat mija okrągłe dziesięć lat. Dobra okazja, by razem opić rocznicę. Dobra okazja, tylko czemu, jasna mać, tak go teraz mdli? - Kuba poczuł nagły skurcz żołądka, ledwo zdążył dobiec do łazienki. Zazdrościli z początku tej Grecji, ale potem byli z Romana dumni. Miał tam pracownię, atelier - po kilku latach był już na swoim - coś rysował, malował, a może rzeźbił. Nie było to aż tak ważne; kiedyś, zdaje się, opowiadał, ale Kuba nie pamiętał szczegółów. Tak czy owak, Roman zarabiał dobre, europejskie pieniądze, co więcej, robił to, co lubił i na czym się znał. Nie zawsze tak się w życiu udaje. Kubie na przykład też się powiodło, ale ilu jest, sorry, żałosnych pechowców? Roman trzymał formę, na spotkania coś im zawsze przywoził – jakieś drobiazgi, ale sympatyczne, a to pudełko rachatłukum, a to butelkę ouzo, a to wino i czekoladki dla dziewczyn. Tym razem wszyscy dostali niewielkie, owinięte w papier i folię paczuszki. Pudełka? „Ostrożnie! Rozpakujecie w domu, a teraz opowiadajcie, opowiadajcie, co u was”. Kuba wrócił do łóżka, usiadł na brzegu, chwilę kołysał się bezradnie, wpatrując się w jakąś kropkę na ścianie - dobrze, że są punkty odniesienia w tym zjebanym życiu - spróbował przysunąć się do dziewczyny, ale Łucja skuliła się i nakryła głowę poduszką, więc dał spokój, odwrócił się na bok i zasnął.

Płótno

Na deskę przykleja się cienkie płótno - najlepiej stare, o rozbitych włóknach. Na płótno nakłada się kilkanaście cienkich warstw gruntu - tak zwany lewkas. Przygotowuje się go z kleju zwierzęcego, kredy oraz oleju lnianego. Grunt nakłada się szerokim pędzlem lub szpachlą, gramitką. Po każdym lewkasowaniu powierzchnia powinna dobrze przeschnąć. Następnie grunt jest dokładnie szlifowany i polerowany.

Spał długo, bardzo długo - „prześpisz koniec świata”, mawiał poirytowany ojciec, gdy Kuba czasami przyjeżdżał do domu w odwiedziny - ale przecież była s o b o t a. Wolna od pracy i wszelkich obowiązków sobota. Jeśli od poniedziałku do piątku musisz wstawać o szóstej trzydzieści, by zdążyć na otwarcie Giełdy, to oczywiste jest, że weekend jest do twojej wyłącznej dyspozycji i żadna, absolutnie żadna siła i przyczyna, włączając w to koniec pieprzonego świata, nie zmusi cię do porannej mobilizacji. Poza tym wczoraj był piątek, a piątkowa noc to święty, nienaruszalny czas imprezowania. Łucja pojechała jednak na dyżur do kliniki - zostawiła mu karteczkę z informacją i kąśliwym „Witaj, Kubusiu. Miłego i spokojnego dnia życzy Łucja (przypominam, że to imię twojej dziewczyny)” - więc sobie zrobił grzankę, zaparzył kawę i zmęczony tą aktywnością zanurzył się w fotelu z puszką heinekena w ręce. Sącząc piwo, przypomniał sobie o prezencie. Chwilę trwało odszukanie torby. Wyglądało na to, że paczka przeżyła nocne twarde lądowanie. „Ostrożnie!” przeciął folię, rozwinął papier, otwarł tekturowe pudełko. Obrazek religijny, na desce? - a tak, Roman maluje takie rzeczy, przypomniał sobie teraz opowieść przyjaciela. Cóż, tym razem nie będzie słodkiej niespodzianki dla Łucji. Fail. Wrzucił obrazek do dolnej szuflady komody, zgniótł pustą puszkę, wykręcił numer komórki dziewczyny - nie odbierała - pokręcił się jeszcze trochę po mieszkaniu, wziął prysznic i wrócił do łóżka. „Z dupy taki weekend”.

Rysunek

Po narysowaniu szkicu w wielkości stosownej do wymiaru deski dokonuje się jego transferu. Z tyłu szkicu rozprowadza się ciemny pigment, następnie przykłada szkic do deski i mocno odrysowuje, tak aby rysunek odbił się na gruncie. Następnie utrwala się rysunek, obrysowując go cienkim pędzelkiem; dobrze jest poprawić kontury, używając do tego rylca lub innego szpikulca.

Obraz spoczywał w komodzie kilka miesięcy, do dnia, w którym Łucja zdecydowała się przetrząsnąć całe mieszkanie „od strychu aż do najgłębszych piwnic” w poszukiwaniu apaszki, „tej jedynej i wyjątkowej”, bez której letnie słońce nigdy nie dotrze do jej czoła, czyniąc starania o równą opaleniznę twarzy „żałosnym i daremnym wysiłkiem, niewartym tego całego trudu”. „I gdzie jest ta apaszka?! Sprawdzę na dnie komody, tylko tam jeszcze nie zaglądałam. Ikona? Nie wiedziałam, że mamy w domu ikonę. Jeśli nie masz nic przeciwko, powieszę ją na ścianie nad kanapą, w salonie. Od dawna miałam zamiar zapełnić czymś to puste, zimne miejsce. Oryginalne, zarazem bardzo au courant. Ta nie wygląda może zbyt okazale, ale wszyscy teraz wieszają takie obrazki. Francuzi podobno wariują na ich punkcie. Bizancjum, Rosja, czyli czas na Wschód. Cóż, ale apaszki jak nie było, tak nie ma. Tymczasem sprawdź w internecie, czyj to wizerunek. Podpisu nie widzę. Pewno to Pan Jezus. Ikona wygląda staro, ale to na pewno podróba. Masz pojęcie, ile może kosztować autentyk? Skąd ona tutaj? Od twojego Romana? Pewno sam namalował”. Spas, czyli Zbawiciel. Jeden z wielu wizerunków Chrystusa. W oryginale - obraz Andrieja Rublowa. „Około 1410 roku. Obraz na desce lipowej, deska sosnowa z prawej strony dodana podczas restauracji w XVII wieku, trzy kliny wcięte, z których dolny jest wcześniejszy, dwa pozostałe, prześwitujące, dodane podczas restauracji w 1919 roku. Powłoka z grubo tkanego płótna, lewkas, tempera, 156 x 106 cm. Oczy zwrócone ku nam z wieczności wszystko widzą, wszystko rozumieją, wszystko obejmują”. Lewkas? Tempera? Kuba wbił gwóźdź w ścianę i powiesił ikonę. Poprawił, wyrównał. Spas. Zatem niech będzie Spas. Przyglądał się chwilę ikonie. Viel Spass! Wieczorem napisał do Romana maila: „Twój Zbawiciel patrzy na nas. Podobno wszystko widzi. Nie wiem, co z tego wyniknie”.

Złoto

Postaci często przedstawia się na złotym tle; symbolicznym przedstawieniem świętości jest również złoty nimb okalający głowę. Pozłacanie jest to pokrywanie powierzchni przedmiotów cieniutkimi płatkami złota lub jego proszkiem. Istnieją dwie techniki złocenia. Tradycyjna metoda na pulment daje piękniejsze efekty i pozwala na polerowanie złota. Druga metoda polega na naklejaniu złotych płatków na cienką warstwę mikstionu, nałożonego pędzlem na płaszczyznę do pozłocenia. Daje efekt matowego złota.

Zrazu nie zwracał na ikonę szczególnej uwagi. Ot, ładny, nawet - jak to zauważyła Łucja - „oryginalny element wizualny”. A Łucja ma subtelne wyczucie stylu, to fakt bezsporny. Obraz o znacznych walorach estetycznych. Forma, kolor. Poza tym reprodukcja - lub kopia - ikony samego Rublowa. 1:1. To także coś znaczy. Po kilku dniach Kuba przyłapał się na tym, że od czasu do czasu ukradkiem spogląda na ikonę. To „ukradkiem” zirytowało go. Stanął przed obrazem - nie wiedzieć czemu wolał słowo „obraz” niż „ikona” - zmrużył oczy i twardo spojrzał w wyobrażoną twarz. WTF! To tylko wizerunek, coś jak portret. Obraz o treści religijnej. Wybitne, zapewne, dzieło sztuki sakralnej. Tak, tylko portret. Od tej chwili zaczął ikonę ostentacyjnie, z rozmysłem ignorować. „O, macie ikonę? Czy to coś znaczy?”. „No mamy. Błagam, to nic nie znaczy. Uważasz, że mogłoby?”. Napisał jednak do Romana list z prośbą o wyjaśnienie szczegółów technicznych. Dla porządku, po prostu dla porządku. „Odbitka wykonana jest techniką sitodruku, zwaną serigrafią. Na specjalnie przygotowanym podobraziu. Mam w Atenach doskonałe maszyny, a opracowana przeze mnie technologia jest jedną z najnowocześniejszych. Ikona poddana jest także typowym zabiegom postarzania. Dla celów handlowych. Grecja jest - obok Bizancjum i Rusi - kolebką ikonografii. To zobowiązuje. Cieszę się, że mój Spas zamieszkał w Waszym domu. Pozdrawiam. Roman”. A więc reprodukcja. Technika zapewne wyrafinowana, ale jednak reprodukcja. Coś jak oleodruk. Jedna z wielu. Oryginalna wizualnie.

Barwniki i medium

Technika malarska, którą stosuje się w ikonie, to tempera jajowa, polegająca na łączeniu pigmentów z emulsją przygotowaną z żółtka jaja kurzego, wody oraz białego wina lub octu. Wybiera się barwniki na bazie ziem i minerałów. Nigdy nie miesza się ze sobą suchych pigmentów (wyjątek stanowi przygotowanie sankiru). Różne tony otrzymuje się dzięki nakładaniu kilku warstw przezroczystych kolorów lub zmieszaniu dwóch gotowych barw.

Życie biegło starymi koleinami. W tygodniu praca, na ogół ciężka, wielogodzinna, taka, od której pada się wieczorem na nos. To znaczy - padłoby się, gdy nie miało się tych trzydziestu lat. Im trudniej, im ambitniej, tym lepiej. Kursy i szkolenia, staże i praktyki, podyplomowe studia. I jeszcze jedne, i jeszcze. Języki. Angielski, hiszpański, włoski. Na początek choć tyle. W weekendy squash i obowiązkowy fitness, a potem imprezy. Fake parties. Spotkania ze znajomymi. W pubach, klubach, po domach. Jeśli w domu, to z radosnym wspólnym gotowaniem egzotycznych potraw, najchętniej wegetariańskich, najchętniej takich, których składniki uznawano za zdrowe. Mało kalorii, zero procent tłuszczu, sto procent warzyw i owoców. Niemożliwe? A jednak. Woda, hektolitry wody. Uwielbienie dla wszystkiego, co bio- i ekologiczne. Łącznie z ekologicznymi papierosami. Obowiązkowe segregowanie śmieci. Kult uporządkowanego śmiecia. Papier, plastik, szkło, żywność, papier, plastik, szkło, żywność. Broń Boże zostawić po sobie ekologiczny ślad. Godziny, setki godzin w internecie, w różnych facebookach, yahoo, ebayach, youtubach; maile, miliony maili, ściąganie i odsłuchiwanie megabajtów muzyki, ściąganie i oglądanie gigabajtów filmów. O nich potem zażarte dyskusje, spory, kłótnie, megakłótnie. Na żywo, przez telefon, na skypie. Noc Oskarowa - najważniejsza noc w roku. Zaraz za nią Noc Grammy. Ubrania. We are the hipsters. W tygodniu szyk i elegancja, wąskie marynarki, wąskie spodnie i wąskie, błyszczące krawaty. Czarne, przylegające do ciała sukienki. Buty na szpilkach do nieba. Nogi do nieba. Niebo do stóp. Szaliki i apaszki. Dziesiątki szalików, dziesiątki apaszek i chustek. Ulubiony styl: vintage, od każdego po kropelce. W weekendy swoboda i luz. Im większa, tym lepiej. Podarte dżinsy, potargane swetry, pobrudzone t-shirty, podniszczone trampki. Gadżety, wyprzedaże, pchle targi, okazje. Ipod, ipad i iphone, lauren luke, carlos ruiz zafón, apple, gazelle, mini, blackberry i burberry, swatch, beavis i butt-head, pothead i portishead, billabong, ray-ban, abercrombie and fitch, björk, pearl jam, gorillaz, converse, burton i tim burton, zara. Logo i no logo. Wakacje, niespełnione-spełnione marzenie. Liban. Patagonia. Chiny. Dalej, mocniej, głębiej. Seks, salsa, ostre koło. Gandzia i tequila.
Życie więc biegło jak dawniej, a jednak coś nie dawało Kubie spokoju. Coś go uwierało. Mały kamyk w bucie. Zaczęło się od tamtej imprezy z Romanem? Tak, to wtedy pojawił się niepokój.

Techniki malarskie

Pracę wykonuje się w ściśle określonej kolejności. Przygotowaną temperą najpierw nakłada się sankir, to jest ciemny podkład. Stopniowo dodając do farby bielidło, pokrywa się coraz to mniejsze części. Następnie cienkimi liniami rysuje się wszystkie cechy twarzy i włosy. Potem ochrą z dużym dodatkiem bielideł nakłada się na wypukłe części twarzy jasne plamy świetlne. Czerwoną farbę nanosi się cienką warstwą na usta, policzki, koniuszek nosa. Następnie rzadką brązową rysuje źrenice oczu, włosy, brwi, wąsy, brodę. Farbę należy nakładać cienkimi warstwami, stosując kreskowanie (tzw. pisanie). Nigdy nie kładzie się farb za pomocą pociągnięć pędzla, lecz plamami. W technice tej nie ma półtonów ani światłocieni, perspektywa jest odwrócona, postaci są wydłużone, ich rysunek uproszczony, często zdają się unosić nad ziemią.

Jeśli w uporządkowaną strukturę wtargnie element obcy, może ulec ona zaburzeniu, rozchwianiu. Drobna, pozornie nieważna fluktuacja może zniszczyć system. Na przykład, gdy wzbudzi jakieś ukryte mody. Schował więc ikonę na powrót do szuflady. Na drugi dzień ironiczny wzrok Łucji przywrócił jednak ikonę w miejsce nad kanapę. Odwrócił obraz do ściany. Paranoja. Nie lepiej a gorzej. Dużo gorzej. Ze wszystkim, z wzrokiem Łucji także. Najpierw zajrzał do netu. Dużo faktów, sporo zdjęć, opisów. Instruktażowe filmy - jak namalować własną. Z netu powędrował do książek. Historia, teologia, metoda. Synaj, Konstantynopol, acheiropoietos, ikonoklazm, Ruś, złote lata, Trójca Święta, Atos, hermeneja, Stogław, dekadencja, upadek, odrodzenie. Wewnętrzne światło, metanoia, hezychazm. Podlinnik, klejmy, sankir, olifa. Przekartkował kilka książek i zniechęcił się. Rynki finansowe opanował byk, udało mu się zarobić dużo pieniędzy dla ważnego klienta, więc na jakiś czas zapomniał o ikonie. Którejś nocy przyśniło mu się, że jest Andrzejem Rublowem, stoi na wysokim rusztowaniu, pod kopułą cerkwi - czy to była cerkiew? - i maluje freski. Czuł we śnie jakieś wewnętrzne wzburzenie, jakąś radość, przecież inną niż ta, która go nachodziła, gdy z powodzeniem inwestował na giełdzie. Wstał, zapalił w salonie nocną lampkę, usiadł przed ikoną. Nigdy Ci się nie przyglądałem tak naprawdę. Nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą. Oczy zwrócone ku nam z wieczności wszystko widzą, wszystko rozumieją, wszystko obejmują. I właśnie dlatego, że w spojrzeniu Zbawiciela można znaleźć wszystko, mogą się do Niego zwrócić wszyscy i zawsze. Okeyos, zobaczmy.

Zamówił kilka desek, już zagruntowanych na biało. W sklepie dla plastyków kupił farby, gotowe; na to, by mieszać jajko z proszkami i jeszcze jakimś octem, nie starczyło mu jednak odwagi. Czarną tłustą kredkę. Jeszcze parę pędzli. Werniks damarowy. „Farby powinny być dobre. Tych kilka kolorów na początek wystarczy. Złota nie polecam, to precyzyjna i trudna robota. Zmarnuje pan tylko pieniądze. A jaki motyw zamierza szanowny pan malować?”. Zaczęły się dziwne dni, jak to potem określała Łucja. Kuba przychodził z pracy, zjadał coś naprędce i od razu siadał w małym pokoju przy swoim biurku - które z czasem stało się stołem-pracownią malarską. Książki o finansach, liczby i wykresy zniknęły, zamiast nich pojawiły się tubki, muszelki, słoiczki. Pierwsze próby nie były szczególnie udane. Z czasem nabrał wprawy. Największy kłopot sprawiały mu oczy. Co uczynić, by wszystko widziały? Sankir bardziej oliwkowożółty, pójść do sklepu i dokupić oliwkę o takiej tonacji. A może wystarczy zmieszać farby? Farba nie dość płynna. Twarz szczupła, pociągła, okolona brodą, szyja mocna, szeroka. Długi, wąski nos. Nie taki, nie taki - węższy. Policzki mało rozjaśnione, dodać więcej bieli? Żadnych cieni, żadnych bocznych świateł. Światło wydobywa się z wnętrza. Co to, u licha, oznacza? Nie ogarniam kuwety. Oślepiająca biel Taboru? Wokół twarzy dać nimb - na pewno niezgodnie z kanonem - żółtobrązową farbą z jasnymi blikami. Oryginalna ikona to same ubytki. Jak wiarygodnie pokazać ubytki? Pokryć farbą, a potem po prostu zetrzeć? Nie malować wcale? Pomyśleć, pomyśleć. Z powrotem do oczu. Jak on to zrobił, że tak na mnie patrzą? Jak to, kurwa, zrobił??
Z Łucją rozmawiał niewiele, jego zwykła życiowa aktywność skurczyła się; jeśli jeszcze nie wyparowała zupełnie, to ulatniała się szybko. Jeszcze nie tak dawno potrafili godzinami siedzieć na kanapie, oparci plecami o siebie, trzymając laptopy na kolanach, wędrowali po świecie, wymieniając newsy, adresy i plotki. Tych chwil brakowało Łucji najbardziej.

Kolor

Złoty oznaczał samego Boga. Barwa purpurowa była obecna na ikonach na ubraniu Matki Bożej - Królowej Niebios. Czerwony to kolor miłości, życia, energii życiodajnej, ale jednocześnie jest to kolor krwi, cierpień i mąk. Biały oznacza czystość, świętość i prostotę. Niebieski był uważany za kolor Przeczystej, zaś zielony to barwa Ducha Świętego. Czarny kojarzy się ze złem oraz śmiercią. Technologia ikony zakłada określone etapy pracy, które odpowiadają nakładaniu kolorów od ciemnego do jasnego: na przykład, aby namalować oblicze, najpierw kładzie się ciemną oliwkę, następnie dokonuje się ochrowania (ochra od ciemnej do jasnej), potem podrumianki, a na końcu bielenia, maluje się światła, czyli bliki.

Cerkiew odszukał nie bez trudu. Mała, pękata, z jedną kolorową kopułą. W tygodniu stała zamknięta, wybrał się więc w niedzielę. W kościele nie był od czasów liceum, czuł niepewność i niejaką emocję. Liturgia - bo chyba nie msza? - jeszcze się nie rozpoczęła, wierni powoli napływali do cerkwi. Stał chwilę bez ruchu, nie wiedząc, jak się zachować. Krzeseł było niewiele, bał się usiąść, może są tylko dla starszych i kobiet? Czy nie wygląda obco? Nikt nie lubi obcych. Kupił cienką, długą świeczkę i zapalił ją na stoliku z ikoną. Tę znał. Matka Boska Włodzimierska, Eleusa albo Umilenije. Dzieciątko obejmowało Matkę za szyję, przytulając policzek do Jej twarzy. Bogurodzica spoglądała na świat smutnymi oczyma. Już przeczuwa, już wie. Nabożeństwo toczyło się powoli, ojczulek to znikał gdzieś w głębi, to pojawiał się przed wiernymi, mamrocząc coś niewyraźnie. Kuba wędrował oczami po ikonostasie, wsłuchiwał się w melodyjne zawodzenia chóru: Gospodi, pomiłuj, Gospodi, pomiłuj, Gospodi, pomiłuj, słuchał modlitw w języku, którego nie rozumiał. Myśli odpłynęły, zamknął oczy, pochylił się, złożył palce, trzy razy przeżegnał się z prawej strony na lewą. Jak oni.
Zapuścił długie włosy, brodę i wąsy. Po domu chodził boso, ubrany w luźną, długą koszulę i bawełniane spodnie. Przesiadywał godzinami w swojej pracowni. Ty, Boski Mistrzu wszystkiego, co istnieje, oświeć i kieruj duszą i ciałem sług Twoich, prowadź ich ręce, aby mogli godnie i doskonale przedstawić Twój obraz, obraz Świętej Twojej Matki i wszystkich Twoich Świętych ku chwale, radości i upiększeniu Świętego Twego Kościoła. Amen. Nad biurkiem wisiało już kilka różnych ikon, ale on wciąż wracał do swojego Spasa. Która to już wersja? Szósta, może siódma? Zła ikona jest zniewagą Boga. Te pierwsze wyrzucił do kosza. Jeśli nie malował, to zachłannie czytał, ostatnio najchętniej Kanon Pokutny świętego Andrzeja z Krety. Często siedział bez ruchu i wpatrywał się w ikonę Romana. Ze ściągniętymi brwiami, pięknymi oczami, z długim nosem, blond włosami, pochylony, pokorny, o pięknym kolorze ciała, z ciemną brodą, na wygląd koloru pszenicy, z macierzyńską powierzchownością, z długimi palcami, łagodny, milczący, cierpliwy. Taki właśnie jesteś? Wyjścia do znajomych, do klubów wyraźnie go męczyły, co chwila spoglądał na zegarek, wiercił się niespokojnie, pił niewiele i niechętnie, na pytania odpowiadał monosylabami, a najchętniej milczał. „Macie oczy, a nie widzicie”, powiedział raz kiedyś, więc przyjaciele trochę Kubie dokuczali, z czasem uznali, że ma lekkiego świra, dostał ksywę „Rublow” i dali mu spokój. Łucję z początku bawiła taka przemiana, potem denerwowała - „chyba ci odbiło z tym ikonopisaniem” - z czasem zaczęła przyglądać się Kubie uważnie. Musiała przyznać, że był teraz bardziej spokojny, skupiony. Wokół niego pojawiła się - Łucja nie była pewna, czy to dobre słowo – cisza. Ta cisza jednak przesuwała się - jak wolno wędrujący obłok - na ich związek i Łucja nie wiedziała, czy są nadal razem, czy raczej już tylko obok siebie żyją.

Coraz mocniej był przekonany, że obrał właściwą drogę. Nachodziły go jednak nieustannie natarczywe myśli. Jeśli Niewidzialny, wcieliwszy się, stał się Widzialnym, to możesz przedstawić podobieństwo Tego, którego widzieli. Czy mam podstawy, by w to wątpić? Ikonograf powinien być pokorny i łagodny, pobożny, a nie wielomówny, nie skory do śmiechu, nie swarliwy, nie zawistny… winien chronić czystość duchową i cielesną, troszcząc się o swoje zbawienie. Nie może być, że tego wszystkiego ode mnie żądasz. Temu, kogo Bóg pozbawił daru, należy zabronić malowania ikon… Ikony Boga nie powinno się powierzać temu, kto ją zniekształci i zbezcześci. Czy ja mam prawdziwy dar, czy tylko tak sobie uroiłem? Temu, kto zajmuje się malowaniem świętych obrazów, dostępując tego zaszczytu z powołania, nie wolno niczego innego poza nimi malować. Nawet o tym nie myślę. Malarze mają malować ikony ze starych wzorców, po swojemu mają niczego nie robić. Dziwne, ale nie ogranicza to mojej wolności. Przeciwnie, nawet ją umacnia. Powiedział Hokusai: Należałoby żyć sto trzydzieści lat, by móc namalować jedną gałąź. Ile zatem lat musiałbym żyć, by móc namalować ikonę?

Wykończenie i podpis

Ważnym elementem ikony jest podpis, bowiem to, co nie ma imienia, nie istnieje. Dlatego zawsze nanosi się imię tego, kogo ikona przedstawia. Po trwającym kilka miesięcy okresie schnięcia przystępuje się do werniksowania obrazu. Jako werniks służy gotowany olej lniany, olifa, który dłonią wciera się w obraz. Olifa chroni powierzchnię ikony oraz nadaje jej głębię i świetlistość.

Którejś nocy Łucję obudziła jasność, sącząca się przez drzwi pracowni. Kuba siedział nieruchomo, rozświetlony blaskiem dobywającym się z wnętrza jego ciała. Głowę opuścił na piersi, ręce wsparł o blat stołu. Przed nim, rozsypane w nieładzie, leżały pędzle i tuby z farbami. Obok, oparta o książkę, stała ikona. Kropla niebieskiej farby spływała z twarzy Zbawiciela.

                                                        ***

Ryszard Lenc, kiedyś, w przeszłości (z tomu Chimera)

 

2020-05-12 - 3 dekady

Jak piszę na blogu pod tym adresem na stronie Głosu Gdyni znajdziecie pdf-a z antologią "Trzy dekady", w której zamieszczono jubileuszowe teksty moich koleżanek i kolegów ze Śląskiego Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Mija bowiem 30 lat od powołania do życia tego oddziału. Obchody jubileuszu XXX-lecia zakłóciła na razie epidemia, ale antologię zdążono przygotować. Znajdziecie tu ładne wiersze, ciekawe opowiadania i inne teksty (pobranie plku za darmo). A wszystko wybrane pod kątem jubileuszu. Każdy dał to, co miał najlepszego. Autor niniejszego bloga zamieścil opowiadanie Menekin, które pierwotnie ukazało się w rzeszowskiej Frazie w roku 2018.

https://glosgdyni.eu/trzy-dekady/

 

2019-08-13 - Antologia

Co trzy lata szczecińska Forma wydaje Antologię opowiadań polskich pisarzy. W kolejnej Antologii ukaże się mój tekst Bez nazwy, 1982, Nowy Jork, który klasycznym opowiadaniem nie jest, a próbą przybliżenia postaci malarza Jeana-Michela Basquiata, metodą "blików" oświetlających różne sfery życia Basquiata. Nie jest on tak znany publiczności jak np. Rothko, Rauschenberg czy zwłaszcza Warhol (nawiasem mówiąc starszy przyjaciel Jeana-Michela) - inni malarze II połowy XX wieku. Zmarł Basquiat w 1988 roku, mając ledwo 28 lat, wskutek zażycia kolejnego speedballa (koka plus hera). Przedstawiciel neoekspresjonizmu, niewątliwie samorodny geniusz. 

A to Langston Hughes o J.-M. B.

To jest pieśń dla małego geniusza.

Śpiewaj ją delikatnie, bo piosenka jest dzika.
Śpiewaj ją delikatnie, jak tylko potrafisz
Niech pieśń się wyzwoli.

 

Nikt nie kocha małego geniusza.

Czy możesz kochać orła
Oswojonego czy dzikiego?
Czy możesz kochać orła,
Oswojonego czy dzikiego?
Czy możesz kochać potwora
O przerażającym imieniu?

Nikt nie kocha małego geniusza.

Zabij go – i pozwól, by jego dusza uleciała swobodnie.

(tłumaczenie własne)