2016-06-23 - Cezarea

Wyobraź sobie brzeg morza, spokojnego i tak niebieskiego, że aż trudno uwierzyć w ten kolor. Na pierwszym planie kilka antycznych kolumn, uciętych tak w połowie lub bardziej, stojących na postumencie wokoło obrośniętym kępami suchej trawy. Dalej to morze.
Fotografia z podróży.

Chciałoby się tam być, gdy te kolumny miały jeszcze głowy. Może był też dach? Ale nawet tak jak teraz - też jest pięknie. A teraz pomyśl, że jesteś facetem, masz około 40 lat, w dobrym zdrowiu, z miłą, piękną kobietą u boku, i jesteś namiestnikiem małej (trudno, będzie lepiej) prowincji, gdzieś na krańcu świata, która - niestety - ciągle sprawia ci jakieś kłopoty. Właśnie były małe ruchawki, ale jak zwykle poradziłeś sobie, wróciłeś i teraz spacerujesz leniwie, patrząc w morze. Popijasz chłodne falerno, którego zapas niestety szybko się kurczy, a to tutejsze, choć całkiem niezłe, przecież nie umywa się do twojego, powiedzmy: rodzinnego. Więc pijesz, zagryzasz wino suszonymi figami (gdy słońce za mocno praży, chowasz się pod portyk) i usiłujesz sobie przypomnieć imię tego buntownika, który przed paroma dniami zawisł na krzyżu, tam w tym okropnym mieście.

Jakże mu było: Jakub? Jonasz? Jezus! A tak, Jezus syn... 
Więc, wychylę chłopie ten kielich za twoją wędrówkę do Hadesu.
Ale czasem nie wracaj! Ha ha.
...Jakże ten wiatr od morza przyjemnie chłodzi. 

 


Udanych wakacji 2016, w Cezarei i gdzie indziej - rl.


I jeszcze fotografia: podrozeagnes.blogspot.com (Creative Commons).

cezarea.jpg

 

 

2016-03-20 - Maestro z ulicy Stawowej

Ta krótka opowieść jest fragmentem "Dziewięciu terminalnych historii", z cyklu "Daimonia". "Historie" opowiadają o ludziach, których anioł śmierci przeprowadza przez najtrudniejszą z granic. Tekst był właściwie wprawką i nie był potem redagowany. Bohater był rzeczywisty. Spotykałem go u wylotu ulicy Stawowej, przy przejściu przez Mickiewicza. Różnie mówili, że wcale nie był tym, za kogo się podawał. Ja go inaczej nie postrzegałem.

"Maestro"

-  Mesdames et messieurs! Ladies and gentlemen! Panie i Panowie! Przed wami słynny pestidigitator Leonardi i jego zadziwiająca skrzynia. Proszę się nie pchać, są jeszcze wolne miejsca. Przepuście do przodu kobiety w ciąży i małe dzieci. Szanowny panie, tak, do pana mówię, niechże pan stanie z lewej strony – zasłaniacie widok tej miłej dziewczynce z kokardami. Nie, tak nie można! O, teraz dobrze, merci bien, thank you. Każdy zobaczy na własne oczy, każdy dostanie tę niepowtarzalną szansę. Oto przed państwem, po zagranicznych występach, wspaniały mistrz iluzji – maestro Leonardi. Jego czarodziejski pies i magiczna skrzynia. Iluzjonista nadzwyczajny, sztukmistrz ekstraordynaryjny, nowy Houdini, mistrz białej magii. Ale to nie zabawa z białym królikiem, to nie igraszki z synogarlicami, więc: wstrzymujcie oddech...  Mesdames... messieurs...  Jest tu po to, aby zadziwiać i aby wzruszać. Młodych i starych, grubych i chudych, bankierów i prostych robotników. Mężczyźni i kobiety, niedorostki i pannice – wszyscy będzie mogli obejrzeć to wyjątkowe widowisko. I niech was nie zwiodą pokazy innych – to kuglarze, oszuści, szarlatani. Prawdziwą sztukę zobaczycie tutaj. Tylko u nas poczujecie dotyk Apollińskich muz. I tchnienie anioła. A może raczej śmiech Mefista? Nie żałujcie zatem skromnych datków, s’il vous plâit. Wielką bowiem sprawę wspieracie. Na cóż więc czekacie? Zaczynamy!

   Postawił walizkę na ziemi, wyjął z niej małe, składane, turystyczne krzesełko. Usiadł, złożył kule i oparł je o mur. Nasunął czapkę głębiej na uszy. Jaki ten mróz dzisiaj... Ciężko się oddycha. Przydałyby się nowe rękawiczki. I po diabła te stare obcinał? Niby tak łatwiej, ale teraz marzną mu końce palców. I dupa boli od tego siedzenia. Wyciągnął z walizki przerdzewiały termos i plastikowy kubek. Nalał trochę cienkiej herbaty, ten litr musi mu wystarczyć na cały dzień. Wyjął i zaraz schował kanapkę owiniętą w zatłuszczony papier. Zje ją dopiero w południe. A może jednak wcześniej, jeżeli dobrze pójdzie zbieranie? Lub kupi sobie precla, z makiem. Z solą nie – sól zżera mu dziąsła. Rzucił psu wczorajszą kość – no, będzie miał kundel zajęcie na dwie-trzy godziny. Cholera, jak zimno. Podłożył tekturę, tak mniej ciągnie od ziemi. Owinął nogi kocem i postawił przed sobą pudełeczko. Jeszcze modlitewnik i różaniec, to zawsze lepiej wygląda. I działa na starsze paniusie. Ha, to miejsce na deptaku jest zdecydowanie lepsze niż poprzednie, koło delikatesów. Szkoda tylko tego C… Cudaka, Cudyka, czy jak mu tam było. Tego, co tu wcześniej siedział.

   Ależ ziąb. No, piesku, zaczynamy. Ależ ziąb.

2016-01-19 - "Niebieska cukiernia"

Poniżej znajdziecie pdfy z książeczką Agnieszki Kremki, mojej koleżanki, która zmarła 30 października 2015 r. Była słuchaczką warsztatów literackich "Born(e) to write 2015" w Centrum Rehabilitacji SM w Bornem Sulinowie, które miałem przyjemność prowadzić.

Gdy wiosną 2015 r. ogłosiłem wakacyjne warsztaty literackie w Bornem Sulinowie, nie spodziewałem się, że Agnieszka tak wkręci się w tę zabawę. Była z nami od samego początku, jeszcze w czasie czerwcowego fejsbukowego rozruchu. Już wtedy z zapałem pisała limeryki i rozwiązywała literackie zagadki. Jej wyjątkowy talent do pisania krótkich, zabawnych form wierszowanych (które nazwałem za mistrzem Tuwimem „artyficjałkami”) rozwinął się w czasie lipcowo-sierpniowych warsztatów i błyszczał wciąż jesienią. Była też współautorką naszej kryminalnej noweli „Centrum. Kobieta z tatuażem” – połowa pomysłów fabularnych, zabawnych perypetii bohaterów pochodzi właśnie od Agnieszki. Błyskotliwość, poczucie humoru, wyobraźnia, wrażliwość językowa – tak można napisać o jej szybko rozwijającym się talencie literackim. Niespełnionym, przerwanym przez nieoczekiwane, tragiczne wydarzenia. 

Tu do pobrania książeczka z jej wierszykami "Niebieska cukiernia":

pdf Agnieszka_Kremky_Niebieska_cukiernia_w2.pdf

pdf Okładka_Agnieszka_Kremky_Niebieska_cukiernia.pdf

Wybaczcie, to amatorski skład. Ale choć tyle.