2018-04-04 - Zwiastun

Z rzadka oglądam słynne seriale na kanałach Netflix czy HBO (ostatnio przy Święcie parę odcinków The Crown o życu i panowaniu Elżbiety II).
Ale... ponad rok temu przyklejony do ekranu laptopa obejrzałem pierwszy sezon Westworld. Serial powstał pod skrzydłami HBO, co ma jakoby wplywać na stylistykę (jak twierdzą biegli w materii internauci). Nie wiem, nie znam się. 
Okolo połowy lat 70. nakręcono pierwowzór, w Polsce znany pod tytułem Świat dzikiego Zachodu, wg scenariusza Michaela Crichtona (tego od Jurassic Park). Rzecz o parku rozrywki, obsługiwanym przez roboty. Oprócz krainy Dzikiego Zachodu goście mogli odwiedzać starożytny Rzym i zaglądać do Średniowiecza. Cóz, radość (dość krwawej) zabawy psuł bunt robotów. Byłem, mgliście pamiętam. Żadnych emocji. Filmów o nieposłuszeństwie robotów, wyzwalających się spod władzy stwórców, czyli nas, ludzi, powstało sporo. Co pamiętamy? Niewiele. Oczywiście Łowcę Androidów (ipisałem o tym filmie jakiś czas temu, przy okazji zapowiedzi emisji sequela; uwaga: nie warto). 
Inaczej jest z Westworldem. Nie wiem na czym polega sukces tego serialu. Wiem, że jest w tym filmie jakaś magia. I że problem AI (Artificial Intelligence) jest tak poruszający.  Magii się nie objaśnia, magię trzeba poczuć. Zobaczcie więc koniecznie sezon I Westworld, tym bardziej że już 22 kwietnia rusza sezon II.

https://www.youtube.com/watch?v=sjVqDg32_8s
 

Westworld.jpg

A tu jeszcze magnetyczna czołówka Jedynki i motyw muzyczny Ramina Djawadi:

https://www.youtube.com/watch?v=elkHuRROPfk

Zwróćcie Państwo uwagę, że ilekroć mówimy o filmie wybitnym lub chociaż ciekawym, tylekroć obrazowi towarzyszy MUZYKA. Przykłady można mnożyć (Śniadanie u Tiffany'ego, Różowa Pantera, Ojciec chrzestny, Gladiator, z produkcji serialowych Północ Południe, nasz Czas honoru, by wymienić pierwsze z brzegu...). Tak jest i tym razem.

Przyjrzyjcie się postaci granej przez Evan Rachel Wood - Dolores Abernathy. Zdumiewająca jest transfomacja Dolores w różnych fazach rozwoju serialu (mówię oczywiście o sezonie pierwszym). Chapeau bas przed scenarzystami i samą E.R.W.

Odpływ magii z naszego życia, "odczarowanie", die Entzauberung, powtarzając za Maksem Weberem, jest znakiem czasu nowoczesności, więc szukamy magii, tajemnicy, gdzie tylko to możliwe. Stąd, upraszczając, powodzenie niektórych książek i realizacji filmowych...

 

 

2018-03-19 - Szybka historia nowojorskiego graffiti

police.jpg  "whole train"

   Przychodzi ubrany w bluzę z kapturem, twarz ma owiniętą bandaną, która czasem tłumi głos, więc prosimy wtedy, by powtórzył, bo pewnie się „źle nagrało”. Na zdjęcie chusty nie daje się namówić. „Ja stary lis jestem. Niby graffiti to już nie przestępstwo, jak kiedyś, a sztuka, ale wciąż nas ścigają. Chociaż przepraszamy za naruszenie czyjejś własności. No i wciąż udaje się zrobić ‘cały pociąg’, czyli pomalować skład od początku do końca, a to już grubsza sprawa i jak cię złapią, do pierdla idziesz”.

   Zrzuca na ziemię torbę ze spray'ami, z kieszeni wyjmuje zawiniątko i ostrożnie kładzie je obok butelek. „Końcówki, czyli dysze” – wyjaśnia. „Malujesz cienką albo grubą kreską, potem pokażę. Liczy się też szybkość ruchu ręką i nachylenie spray’a” – dodaje. Adam znajduje miejsce pod murem z dobrym, plastycznym światłem, wysuwa mikrofon, włącza kamerę, gdy zaczynam rozmawiać z facetem. Z początku zadaję pytania, ale on łapie, co nas interesuje i szybko wpada w monolog.

   „Najpierw były tak zwane tagi. Był gość w końcu lat 60. i na początku 70., który pisał na murach: ‘TAKI 183’. Tylko tyle. Na imię miał Dimitrios, nazwiska chyba nikt nie znał. Był i zniknął. Potem pojawili się grafficiarze i zaczęli malować te swoje wielkie kolorowe litery i obrazki, ale paru facetów pisało tylko hasła. Ten, który was interesuje, robił to ze szkolnym kolegą. Nazwali się SAMO. Pisali, pisali i też zniknęli. Ten pierwszy zaczął malować i już go ulica nie interesowała. Dużo tam jest napisów, traktował słowa malarsko, to się chyba wzięło z SAMO. Potem się zaćpał i tyle go było. Choć namalował mnóstwo obrazów. Teraz są kurewsko drogie. Widzisz jak street-art promuje ludzi! O drugim nic nie wiem, ale raczej nie wszedł w sztukę.

   Nowy Jork to wtedy była kupa gówna. Śmieci na ulicach, szaro, brudno brzydko. Więc trzeba to było ubarwić. Więc poszło. No i zrobiła się wielka wojna, miasto kontra ludzie ze sprayami. Bombardowano cały Nowy Jork, ale Brooklyn i Bronx najbardziej. W końcu policzono trupy i zakopano topory. Słuchajcie, o nas nie powinno się właściwie mówić ‘grafficiarze’, nikt tego nie lubi, my jesteśmy ‘pisarze’. Rysunki rysunkami, ale liczą się litery. ‘Nieznani pisarze’. A ponieważ wciąż nas kasują, albo zamalowując, albo czyszcząc mury, więc my jesteśmy pisarze z recyklingu. Ja czasem piszę: ‘Pamiętajcie, że tu byłem’, ale niewiele to ludzi obchodzi. Poza takimi jak ja. Bo widzisz, tak naprawdę pisze się dla swoich. Mieć swój styl, być sławnym, a każdy chce, to znaczy być sławnym wśród takich jak ty. Ja myślę, że tak samo było w jaskiniach. Albo w Pompejach. 

   A taka naprawdę wielka sława? Banksy jest sławny i jeszcze kilku. Listę znajdziecie na Google’u. Robią czasem wystawy street-artowców. ‘Ruch miejskiej sztuki graffiti’. Nie, nie sądzę, by graffiti umarło. Ten wasz gdzieś napisał: „Graffiti is not dead” i to prawda jest. Trochę nas jest, nie tylko w Nowym Jorku. Im więcej masz żołnierzy, tym większa szansa, że wygrasz swoją wojnę. Teraz graffiti się zmienia, więcej jest polityki, więcej codzienności. Ale smoki nadal chodzą po ziemi. Chodźcie, pokażę wam, jak trzymać spray, jak pisać, zmieniając dysze. Tu jest kawałek czystego muru, zrobimy razem fajnego smoka, który zieje ogniem. I coś o nim napiszemy”.

Fragment opowieści o J.-M. Basquiacie. "Wasz" to właśnie J.-M. B. 
 

New_York.jpg

 

 

 

2018-03-08 - Sotheby’s czy Christie’s

Jeśli aukcja dzieła sztuki, to u nich, bo gdzie, u diabła? Szacuje się, że przez rynek aukcyjny idzie do 40 procent obrotu. I ten rynek sięgnął w 2017 roku (po spadkach w latach 2014-2016) 11 miliardów dolarów. Jedenaście miliardów. Jeśli spektakularna aukcja, to tylko w Nowym Jorku, w jednym z tych dwóch domów. Duże Jabłko zgarnia prawie połowę wszystkiego. Więc Sotheby’s czy Christie’s?

Sotheby’s to najstarszy na świecie dom aukcyjny. Starszy od największego konkurenta o 20 lat.  Działalność rozpoczęto tam w marcu 1744 roku, gdy księgarz z Londynu pan Samuel Baker zorganizował aukcję książek z biblioteki Johna Stanley’a.
Przedsiębiorstwo było brytyjskie przez 239 lat, jednak zmieniło się to w 1983 roku, kiedy Sotheby’s zostało przejęte przez amerykański holding Alfreda Taubmana.
Sotheby’s jako pierwszy dom aukcyjny na świecie zaoferował aukcje online, co oznacza możliwość licytowania również za pomocą telefonu i internetu (inne domy aukcyjne mają to już obecnie w swej ofercie).
W maju 2012 roku jedna z wersji Krzyku Edwarda Muncha osiągnęła na aukcji w Sotheby’s rekordową wówczas kwotę 120 milionów dolarów.

James Christie założył w Londynie dom aukcyjny w 1766 roku, który obecnie znamy jako Christie’s. To obecnie największy pod względem obrotów dom aukcyjny na świecie.
Christie’s mógł pochwalić się najdrożej sprzedanym na aukcji dziełem sztuki. Za obraz Pabla Picassa Les femmes d’Alger zapłacono w 2015 roku 179,4 milionów dolarów.
Ale 450 milionów zapłaconych w roku 2017 w tym domu aukcyjnym za Salvatora Mundi Leonarda da Vinci pobiło wszelkie rekordy. 
Aukcja ta przywołuje z powrotem na świat starych mistrzów po okresie, gdy kolekcjonerzy kupowali tylko dzieła sztuki nowoczesnej i współczesnej. Już nie tylko Rzeź niewiniątek Rubensa (76,7 milionów dolarów w… Sotheby’s).

Rekordy obrotów, ale i pojedynczych sprzedaży. Licytacje kolekcji. Sotheby’s-Christie’s-Sotheby’s-Christie’s. Nie tylko obrazy, nie tylko rzeźby. Także kamienie szlachetne, biżuteria, najlepsze wino, luksusowe nieruchomości. Zdarzają się skandale, pomyłki, fałszerstwa. Trudno, żeby ich nie było. Do kogo więc się udać? Do tego, z kim masz układy, długoterminową umowę, kto da ci większą sumę gwarancyjną, kogo lubisz, do kogo masz zaufanie, że wylicytuje dla ciebie najwyższą możliwą cenę. Wreszcie, zdaj się na swój nos. Albo na los, co czasem na jedno wychodzi.
A jeśli mieszkasz nad Wisłą, idź do Desy-Unicum, Rempeksu, Polswiss-Artu...

Na podstawie http://gentlemanschoice.pl/christies-i-sothebys/

Fragment większego tekstu o Jean-Michelu Basquiacie.

Aukcja_JMB.jpg

Oliver Barker prowadzi licytację w Sotheby's

 

 

 

  1 komentarz  | 
  • odp. - Użytkownik: Małgorzata, 2018-03-08 11:22:49
    ... W ubiegłym roku " zaraziłam się " od Ciebie i zaczęłam śledzić licytacje w domach aukcyjnych ...
    Jest to u mnie już choroba przewlekła, nieuleczalna ... i dobrze mi z tym .... :)
    Pozdrawiam. Małga.

2018-02-27 - Koszutka, Mariacka i okolice 23. Grypa, biathlon i niedoszli olimpijczycy

I mnie grypa chwyciła w szpony. Na całe dwa tygodnie. Kaszląc, pocąc się, usiłując dosięgnąć szklanki z zimną herbatą (nad ranem nie mogła być ciepła), rozpuszczając na cukrze obrzydliwie gorzkie islandzkie lekarstwo (biedna Islandia odtąd kojarzyć mi się będzie z tą paskudną  goryczą), popatrywałem na zmagania zimowych olimpijczyków. Szybko zrozumiałem, że zimowe igrzyska dla mojego ulubionego kanału sportowego to biathlon (którego z jakichś nie całkiem jasnych dla mnie powodów nie lubię). Polskie sukcesy nie nadchodzły, choć miały, więc mina mi rzedła z dnia na dzień. Co więcej frankofil sprawozdawca forsował odmianę "Martina Fourcade" zamiast oczywistego "Martina Fourcade'a", co wzmacniało mój grypowo-biathlonowy ból (MF to gwiazda tej dyscypliny - albo słusznie wygrywa, albo niesłusznie i zaskakująco dla frankofila przegrywa).  
Popatrujac na wyświetlacz termomentru, który uparł się, by nie wskazywać liczb niższych niż 38, przypominałem sobie jednej nocy, jak to ja i moi rówieśnicy wkraczaliśmy na teren sportowych zimowych zmagań. Zaznaczam, że nie osiągnęliśmy nigdy poziomu olimpijskiego i nikt, kogo bym znał, nie miał nawet jednego kółka olimpijskiego (był kiedyś taki obrządek przydzielania kółek, czy nadal istnieje? Piąte kółko jechało oczywiście na olimpiadę). 
Hokej. Tu rzecz była w KIJU. Mieć kij, czyli krykę, oznaczało awans do grona wybrańców losu. Zaś kij produkcji Smolenia z Nowego Targu (?), dorównujący ponoć tym kanadyjskim, to było siódme niebo. Łopatkę kija owijało się taśmą izolacyjną i już można było strzelać gole na boiskach, gdzie latem krółowała piłka nożna. Bramki tylko były nieco mniejsze. 
Łyżwiarstwo. Tylko w kółko na tafli hali sportowej. Żadnych podskoków ani piruetów. Należało kupić dobre łyżwy, "hokejówy", broń Boże figurówki (te tylko dla dziewczyn). Mistrzowie robiąc błyskawicznie tzw. przedkładanki, gnali w tłumie pokornie i cierpliwie wędrującej w prawo i w lewo dziatwy. Teraz mamy łyżwiarskie biegi masowe. A zaczęło się tam, w małej hali przy Rondzie.
Narty. Konkurencje alpejskie. Zasada była taka, by czubek nart sięgał zgiętej dłoni wyciągniej ręki. Na takich absurdalnych długasach niektorzy radzili sobie naprawdę świetnie, a ich krystianie były subtelne, zarazem błyskawiczne. Mnie czasem udawało się zjechać bez upadku. W krytycznych momentach po prostu schodziłem ukosem. Jakie narty? W połowie lat 70., gdy kończyłem liceum, pojawiły się atomiki. Mieć takie narty i stać w wielkiej kolejce do wyciągu. 
Bieganie na nartach. Chłopcy z Polibudy złapali bakcyla biegania. Zaliczyli nawet "Bieg Piastów". To był szpan. Nie zjeżdżać, a biegać. 
Skoki na nartach. A jakże, my też budowaliśmy skocznie. Na stoku za biurowcem. 3 metry to był chyba rekord długości skoku. 
Sanki. Był w Parku Kościuszki tor saneczkowy. Cudo. Dwie minuty wspaniałej jazdy. Idioci zjeżdżali głową naprzód, nie wiedząc, że za kilkanaście lat tak będzie wyglądała jazda na skeletonie.
Snowboard jeszcze nie istniał. Gustek czasem zsuwał się po stoku na starej desce do prasowania. Ale to się nie liczy. 

W 1967 jechałem z mamą na marcowe wczasy do Polanicy. Jakież było moje rozczarowanie, gdy nie znalazłem tam Velikanki. Pomyliłem Polanicę z Planicą. Wielkie rzeczy. Zdarza się. Za to byli szachiści.

Grypa minęła, olimpiada także. Pora wracać do życia.

PS
Można zapisać się do "newslettera", w którym będę informował o co ciekawszych (w mojej opinii) wpisach na blogu. Ten wpis, choć zbyt zajmujący nie jest, też pójdzie w newsletterze. Testy. 
Dla posiadaczy kont na GMAILU: czasem maile trafiają do spamu. Warto sprawdzić.

 

 


 

  • Nie wiedziałem - Użytkownik: rl, 2018-02-28 10:16:36
    Nie wiedziałem, że Ala miała kółko. Teraz sobie przypomniałem o jej sportowych pasjach. Dzięki.
  • "Fiflaki" -errata - Użytkownik: Ewa, 2018-02-28 05:40:42
    ..."fiflaki" Ala oczywiście skakała, a nie dostała (system jak zwykle wie swoje i "wszystko" przekręca ;-)
  • Szczęśliwie - już zdrowy i kółko olimpijskie - Użytkownik: Ewa, 2018-02-28 05:37:29
    Rysiu, cieszę się, że uporałeś się szczęśliwie z tegoroczną paskudną grypą :-). Nasza, nieodżałowanej pamięci, koleżanka -Ala Dmytrów (Kobiela) już pod koniec naszej podstawówki (SP) miała zdobyte kółko olimpijskie w gimnastyce sportowej. Piękne "fiflaki" dostała dla nas w sali gimnastycznej, a i na równoważni i w skokach świetna była :-). Brakuje mi Ali.
    Serdeczności dla Rekonwalescenta :-).

2018-01-20 - Gość bloga. Małgorzata o Chińczykach

ja_sekwana.jpg                                                                                       gosc_bloga-korona.jpg       

To ja - nad Sekwaną, nie nad Yangtze. MK

Dziś Małgosia ("Małga") Kłopotowska z Łodzi. Karmi nas na FB malarstwem i poezją, które ładnie kojarzy i zawsze dostajemy w pakiecie obraz i wiersz. Zachęciłem ją, by przygotowała coś chińskiego, świadomy faktu inwazji malarstwa Państwa Środka na światowe, przede wszystkim azjatyckie rynki sztuki. Ten najazd budzi uznanie, tym bardziej, że to często sztuka wybitna, a tyczy to i dawnych mistrzów, i twórców współczesnych (których czasem można pomylić). Coraz też częściej świat Zachodu sięga po dzieła Chińczyków i nie ma racji ten, kto myśli, że cenią ich i kupują tylko swoi.
O tych tendencjach napiszę osobno. Oddajmy jednak głos Małdze:

Dzisiaj u Ryszarda "chiński dzień" -  中國的一天.

CHINY - Państwo Środka... Nazwa ta powstała przed okresem odkryć geograficznych, kiedy w Chinach uważano, że kraj położony jest centralnie w stosunku do "czterech mórz”. Sądzono, iż ziemia jest płaska, niebo okrągłe, a w środku świata leżą Chiny. Wielki Mur, Zakazane Miasto, czyli kompleks pałacowy cesarza z dynastii Ming, rzadziej już Konfucjusz - to najczęstsze skojarzenia z haslem „Chiny”. Niedawno Mao, a teraz chińska gospodarka.

Postanowiłam podzielić się tym, co mnie najbardziej interesuje - poezją (piękny wiersz Cao Pi zamieściłam niedawno na FB) i malarstwem. "Podróż tysiąca mil zaczyna się od jednego kroku" - rzekł Konfucjusz. Niech to będą kroki smocze.

CHEN RONG - chiński malarz żyjący w XIII wieku.
Jego obrazy przedstawiają przeważnie s m o k i wyłaniające się z chmur albo z fal morskich. Podobno tworzył obrazy, wylewając po pijanemu tusz na karton i następnie pędzlem wykańczał detale... Do największych osiągnięć Ronga należy zwój "Dziewięć Smoków" z 1244 roku, znajdujący się w Museum of Arts w Bostonie.
Niewyobrażalne ceny osiągają obrazy chiskich artystów na światowych aukcjach. "Sześć Smoków" Chen Ronga na aukcji w domu Christie's sprzedano niedawno za... ponad 48 milionów dolarów! Tu fragment tego zwoju.
 

Sześć_smoków_Chen_Rong.jpg

 

Cao Pi (II-III w. n.e., cesarz-poeta)

"Napisane na rzece Quin"

Płyną wzdłuż rzeki obok siebie łodzie.
To w dół to w górę kołyszą je fale.
Pieśń i dźwięk cytry znad toni się wznoszą.
Błoga melodia wylewa swe żale.

Dźwięk mknie ku tobie i do serca wpada.
Rzewnością rani ludzką duszę, Miła.
Zraniona dusza za czym tęsknić może?
Za tym by czułość jeszcze głębsza była.

Chcę byśmy mogli, niczym dwa jastrzębie,
Odlecieć w Lasu Północnego głębię...

Przeskoczmy parę wieków.

HUANG BINHONG - chiński artysta malarz i jednocześnie krytyk sztuki, żyjący w latach 1867-1955, na którego moją uwagę moją zwrócił Ryszard. Binhong otrzymał staranne wykształcenie - studiował literaturę, malarstwo. kaligrafię. Malował przede wszystkim pejzaże. Charakterystyczne dla jego obrazów jest nakładanie kilku warstw farby, co pozwalało mu uzyskiwać ostre kontrasty światłocieniowe. Obraz Huang Binhonga  "Yellow Mountain" sprzedano na aukcji w Hong Kongu za 50 milionów dolarów.

rysunek_huang_binhong_yellow_montain.jpg

Jak malowali konie nasi mistrzowie - Juliusz Kossak. Wojciech Kossak, January Suchodolski, Józef Brandt – wiemy. Proszę więc zobaczyć, że XU BEIHONG, chiński artysta, uważany za jednego z najwybitniejszych malarzy XX wieku - w niczym naszym mistrzom nie ustępuje. Te konie są inne, prawda?

.rysunek_xu_beinhong_konie,.jpg

Na zakończenie małej wycieczki do Państwa Środka - jeszcze raz Cao Pi.

"Patrząc jak nad brzegiem rzeki Quing żołnierz ciągnący barkę żegna się z dopiero co poślubioną żoną"

Dopiero co wyszłam, mój Miły, za ciebie.
A czas rozłąki ju ż wkrótce nastanie.
Wiatr chłodny trawy jesienne ugina,
Zewsząd dochodzi świerszczy pogrywanie.

Zmarzniętych cykad cykanie ostatnie,
Uschłe gałązki drzew nam opasało.
Uschłe gałązki z czasem wiatr uniesie,
A z nimi wiotkie również porwie ciało.

Nie to mnie dręczy, że wiatr porwie ciało,
Martwię się jednak, że czas szybko płynie.
Lata mijają, Któż wie czy w ogóle
W jakiejś się przyjdzie nam spotkać godzinie ?

Chcę, byśmy mogli, niczym dwa łabędzie,
Po rzece pływać zawsze razem wszędzie...

 

Hu_Jigao.jpg

Hu Jigao (ur. 1930)

-------------------------------------------------------------

PS rl
Może te wiersze Cao Pi są w przekładzie Czesława Miłosza, który chińską poezję bardzo cenił i chętnie tłumaczył.

PS2
Małgosia wybrała sztukę tradycyjną w formie. Ale Chiny to także malarstwo nowoczesne. Często znakomite. Zaskakujące.
O tym innym razem.

 

  2 komentarze  | 
  • mail od Stanisława, fragment - Użytkownik: SR, 2018-02-03 07:28:36
    Krótka dyskusja, kto się kim inspirował. Pisze SR:
    Kto od kogo? Chińczycy od Japończyków - to raczej niemożliwe. Tysiąc lat temu Japonia była skrajnie prymitywna. Całą kulturę czerpali z Chin, od pisma poczynając (buddyzm to raczej poprzez Koreę). W XIII wieku była druga fala "chińszczyzacji". Wtedy przyjęło się malarstwo chińskie, akademickie - pejzaż, jednobarwny. To prawda, że wkrótce potem malarstwo w Chinach zaskorupiało, potem zaczęło upadać. Wtedy do Chin wybrał się Seshu. Zrobił tam wielką karierę, ale on uczył Chińczyków malarstwa chińskiego... Jeszcze Ashikagowie byli wielkimi entuzjastami klasycznego pejzażu chińskiego. To pasowało do zen. Twoje opowiadanie ("Sześć kryształowych rzek" z tomu "Chmiera" - przyp. rl) toczy się gdzies w końcu XV wieku (początek XVI) - to już Japonia całkiem rozwinięta, nie musiała naśladować Chin, ale żeby miała wpływ na Chiny, kraj z wielowiekową tradycją to nie może być. One zawsze pogardzały "karłami".
  • Gocha - Użytkownik: stev, 2018-01-24 09:45:11
    Zacznę od tego ze Gocha jest moim Przyjacielem i co najwazniejsze - zaprzeczeniem fenomenalnej skadinad tezy Hrabala, że:"Przyjaźń między mężczyzną i kobietą jest udręką dla dwojga." pochodzacej z poematu prozą - Adagio Lamentoso. Jest więc zaprzeczeniem, bo kontakt i płynaca z niego nauka jest dla mnie ucztą dla serca i ducha i lekcją.....pokory. Tak, pokory, gdyz wiedza jaką przekazuje przerosła moje rozbuchane ego np. w dziedzinie mojej wiedzy o sztuce szeroko pojętej....a więc - chylę czoła i sie od Niej - uczę. W swych fejsbookowych postach zaraża lekkoscia i głębia zarazem - poznawania, postrzegania i chłoniecia świata czego przykładem jest przedmiotowy post o sztuce chinskiej.
    Nawet o tym Gocha nie wię, iż dzieki przyjaźni z Nią uczę sie o sobie więcej niz z nauk pobranych na psychologii - Los, Ananke, Bóg - jak zwał tak zwał - postawił Ją na mej drodze jako te lustro bym....zmądrzał choć kapkę...i przyjrzał sie sobie. A wiec idąc za myslą chińską Mistrza nad mistrzami w tej dziedzinie zacytuję Lao Tse : "Kto dużo wie o in­nych ludziach, może być człowiekiem uczo­nym, ale ten, kto ro­zumie sa­mego siebie, jest bar­dziej in­te­ligen­tny. Kto pa­nuje nad in­ny­mi, może jest i sil­ny, ale ten, kto jest pa­nem sa­mego siebie, jest jeszcze silniejszy. " Dzięki Ci Gocha.
 < 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 >  Ostatnia »