2011-12-12 - Huśtawka

Z ostatnich "Zeszytów Literackich" (nr 115) przepisuję dwa wiersze.

Natalia de Barbaro, "Huśtawka":

Teraz nad jego głową, długa do nieba i mocna
Lina huśtawki wiszącej na starym dębie. Przez liście
prześwieca światło. Niebezpieczna, bezpieczna
jest podróż do góry - na dół.

Chłopiec nie wie, że teraz zawiązuje się życie.
Nie wie, że właśnie w tej chwili, między niebem
a niebem, brana jest miara na słowo szczęście.
I że to słowo będzie chciało powrócić - jego pogłos,
powidok, w tylu miastach, daremnych.

I wiersz Edwarda Hirscha (***) w tłum. Mai Wodeckiej:

Żaden ślad nie pozostał z 5 sierpnia 1942 roku -
wszystko zostało zdezynfekowane -

200 dzieci grzecznie szło czwórkami

nisoąc zieloną flagę
z czterolistną koniczynką

przez oniemiałe ulice Warszawy

aż na Umschlagplatz, blisko dworca
z wychlorowanymi, towarowymi wagonami.

------ Im nie brano tej miary [rl]
 

2011-12-04 - Węgry

Memu pokoleniu (50+) Węgry kojarzyły się z lepszym światem. Pierwsza cola (z puszki) była stamtąd. Do dnia dzisiejszego to najbardziej ekscytujący smak mego życia.
Bracia Węgrzy dali nam także rock. Są okolice roku 70. Nasz rodzimy pojawi się za parę lat, a dopiero za lat 10-12 opanuje nasze umysły i serca. Na razie jednak mamy węgierski rock w wydaniu przede wszystkim dwóch supergrup Lokomotive GT oraz Omegi. Na koncert Lokomotive pędzę do Hali Parkowej (obecnie Alma), na Omegę przypadkowo wpadam w Parku, przy Planetarium. Ktoby powątpiewał w jakość tej muzyki, niech posłucha tego: http://www.youtube.com/watch?v=6Z0JVH6e8O0.
To oczywiście

"Gyöngyhajú lány"


http://www.youtube.com/watch?v=pnyd-nItQik&feature=related.

A to z kolei bardzo dobra wersja Zakopoweru.

Ale Węgry dla mnie to także zawsze Tibor, "Tibi", chłopak w śmiesznych drucianych okularach i zabawnym akcentem, słabo mówiący po naszemu, ale nieźle grający w nogę. Nie miałem pojęcia (mając lat, powiedzmy, 10), że przyjechał tu z rodzicami w 1956 roku. Podobno już nie żyje. Dla Tibi'ego zatem:

Igen jött egy gyöngyhajú lány 
Álmodtam vagy igaz talán 
Ébred a föld, az ég 
Zöld meg kék, mint rég,

co w tłumaczeniu "madzia503" oznacza mniej więcej:

Tak przyszła dziewczyna o perłowych wlosach 
Śnilo mi sie, czy może prawda to?
Budzi się ziemia i niebo 
Zielone i niebieskie jak dawniej 

I tylko wciąż dręczy mnie pytanie, co się stało z tamtymi Węgrami, krainą Omegi, Puskasa, coli, niezrównanego tokaju i gyöngyhajú lány?  
Czy są zielone i niebieskie, jak dawniej? 

2011-11-22 - Witkatowice

AD.jpg

U podłoża głębokiej handlowej świadomości powołania artystycznego często leżą kłopoty finansowe, niedostatek. Podobne było i ze S.I. Witkiewiczem, Witkacym. Honoraria za sztuki, książki, artykuły, wykłady i były niewielkie, i płynęły nieregularne, zakopiańskie pensjonaty podupadały, aż upadły zupełnie, a na utrzymaniu miał Witkacy nie tylko siebie i matkę (zmarła w 1930 roku), ale także - mieszkającą osobno, w Warszawie - żonę Jadwigę. Malował więc Witkacy hurtowo portrety.

Wiadomo z różnych źródeł, że Stanisław Ignacy Witkiewicz odwiedzał w latach trzydziestych Katowice i inne miasta na Górnym Śląsku w celach zarobkowych. Miał tu bliskich i życzliwych mu ludzi. Nie były to długie pobyty, po kilka, kilkanaście dni, nie dłużej. W listach do swej żony Jadwigi Witkiewiczowej, z domu Unrug, nazywał te wizyty w Katowicach „abstanowką willowo-pałacową”, ale nie był zbyt entuzjastycznie nastawiony do przemysłowego, górniczego regionu. Prawdę powiedziawszy, lekceważył go zupełnie, Śląsk był poza jego Hauptwerkiem. Pisał: Nous allons donc chez crocodilles. Krokodyle krokodylami, ale pieniądze na Śląsku były. Być może zaprosił go tutaj Wojciech Korfanty, którego Witkacy poznał w Zakopanem, ale nie jest to pewne. Malował więc Witkacy portrety miejscowych przemysłowców, urzędników, członków ich rodzin. Być sportretowanym przez znanego artystę toż to niemały splendor.

A oto list Witkacego do żony (jeden z wielu, pisał je prawie codziennie):

Królewska Huta] 17 VI 1933 NΠ NP

(czyli "nie piję, nie palę" - przyp. rl)

            N[ajdroższa] N[ineczko]. Jestem potwornie zapracowany - dziś 3 seanse od 3ciej p[o]. p[południu]. Rano całe w kopalni. Piekielne wrażenie - ognie tuż, tuż i gazy, i filary grożące zawaleniem, elektr[yczna] kolej[ka] wewnątrz kopalni. Szalllone rzeczy. Jutro lub pojutrze wyjadę. Nie gniewaj się za brak wiadomości - szalony brak czasu.

            Całuję Cię.

Twój St.

            Z nosem lepiej. Mam świetne krople.

            Karta pocztowa. Adres: Pani / Jadwiga Witkiewicz-owa / Bracka 23 m. 42 / Warszawa. Stempel: Królewska Huta

1934 (rok)

wg: Stanisław Ignacy Witkiewicz. Listy do żony cz.3 (1932-1935). Przygotowała do druku Anna Micińska. Opracował i przypisami opatrzył Janusz Degler, PIW Warszawa 2010. 

I w Katowicach mamy witkacjana. Portrety Asymetrycznej Damy, Eugenii, można oglądać na wystawie w MHK. Więcej o AD: Natalia Kruszyna, Pałam chęcią rysowania Jej Asymetrii, Muzeum Historii Katowic 2003. (Natalię serdecznie pozdrawiam).

PS. Zmarł Jaroslaw Lewicki. Zapamiętam Go jako miłośnika ulicy Kościuszki i Hansa Bellmera.

2011-11-15 - Słowa ładne

Na Facebooku zainicjowałem krótką wymianę poglądów:

Ładne słowo. Czy jest takie pojęcie i czy te same słowa są ładne dla wszystkich? Czy "ładność" jest w brzmieniu, układzie głosek, w ukrytej treści? A gdyby zrobić Spis Ładnych Słów? Mam dwa na początek: lemoniada, liść.

Niektóre głosy:

PF: Po polsku jakoś mi się żadne specjalnie nie podoba, ale uwielbiam trzy po rosyjsku: сумерки, кирпич i мостовая.

AS: Słowa, których nie lubię: pacha, małżowina, żeniaczka, pęseta, pieniążki, narzeczony/a
Słowa, które lubię: rewolta, melancholia, postrzyżyny, werniks, światłowstręt.

AL: moja ulubioną drżączkę (jedna taka wrażliwa trawa) :)

SO: liścia i lemoniady dorzucam - wieśniak, wierzba...

EL: mleko, bukszpan

I znów AL: Wspomniany światłowstręt rodzi pytanie - czy słowo może być ładne w oderwaniu od znaczenia? Weźmy takiego paciorkowca, że o gronkowcu, złocistym w dodatku, nie wspomnę...

 

 

2011-11-14 - Kant

Immanuel Kant postawił kiedyś trzy pytania filozoficzne.
Obejmuią trzy sfery: metafizykę, moralność, religię.

Ja odpowiedziałbym tak:

Metafizyka. Co mogę wiedzieć.

Zgadzam się z Wittgensteinem: „O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć”. To mnie przygnębia, ale im więcej mam lat, tym bardziej agnostycznie pojmuję Rzeczywistość i potencjalną, transcendentną Nierzeczywistość. Może Heisenbergowskie i Gödlowskie Nieokreśloność i Niepewność, niegdyś zaszczepione młodemu umysłowi, coraz mocniej starszy umysł infekują?

Moralność. Co powinienem (u)czynić.

Przeraża mnie moja hipokryzja, ponieważ świadomość cierpienia zwierząt, naszych braci mniejszych, nie wywołuje we mnie odpowiedniej, tej jedynej reakcji. Powiedz coś, Elisabeth Costello…

Religia. Czego mogę się spodziewać.

Jest we mnie dualizm, spierają się nieustannie dwa przeciwstawne podejrzenia: (osobowościowego) rozpłynięcia się w nicości oraz dalszego istnienia. Forma i treść tego przyszłego bytowania pozostają zresztą bardzo tajemnicze. Przypuszczenie, że Tam nie ma nic, jest - z wiekiem - coraz silniejsze, ale na dnie mej nihilistycznej duszy (taki oksymoron) wciąż tli się zwątpienie. Zwątpienie, które jest jakąś głupią nadzieją. Oczekiwaniem. Przyznam szczerze, odsuwam ostatnio myśli o tym Potem, bo nic rozsądnego nie przychodzi mi do głowy. Pozostawałaby zupełnie nieWittgensteinowska i chyba nieKantowska wiara.

I jeszcze jedna dziwna myśl. A może jest tak, że każdego czeka to, czego ów ktoś oczekuje?

« Pierwsza  < 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 >