2012-02-03 - Mistrz

Po wykładach-esejach Roberto Calasso zebranych w książce "Literatura i bogowie". Calasso - włoski pisarz, wydawca (kieruje wydawnictwem Adelphi). "Trudno jest ludziom rozpoznać bogów", Calasso cytuje Hymn do Demeter, pomieszczony w Hymnach Homeryckich. Zaiste - trudno, bo gdzie ich szukać? Pisze więc o innej obecności dawnych, przedchrześcijańskich bogów - już tylko na kartach książek, w Literaturze. Literatura jest bowiem miejscem, gdzie bogowie greccy, hinduscy, celtyccy i inni ukrywają się, gdzie próbują przeczekać zły czas.
Jest też o literaturze absolutnej, na kartach ksiązki pojawiają się Mallarmé, de Lautreamont, inni.

Na moim stole dwie kolejne książki Calasso, "Zaślubiny Kadmosa z Harmonią" (rzecz o mitach greckich) oraz "Ka" - (mity hinduizmu, buddyzmu). Ta czytelnicza przygoda z Roberto Calasso to także wynik pewej strategii czytania. Jeśli czujemy, że spotkaliśmy MISTRZA, jeśli jakaś książka wywrze na nas wrażenie, swoją głębią, formą, urodą myśli, czym tam jeszcze - przeczytajmy WSZYSTKO, co napisał (o ile to możliwe). Wejdźmy do środka, do samego wnętrza, do interioru.
W ten sposób przeczytałem kiedyś Coetzee'ego, Karen Armstrong, Ryszarda Przybylskiego, Zygnunta Kubiaka. Tak próbuję (od lat) czytać Miłosza. Spróbujcie, to dobra strategia.

  (R. Calasso, foto: Wikipedia)

2012-01-15 - Ołówek Hawkinga

Po lekturze "Ołówka" Katarzyny Rosickiej-Jaczyńskiej (wyd. Poligraf, Łódź 2011).

Od ponad 10 lat chora na SLA (stwardnienie zanikowe boczne, choroba neuronu ruchowego, ang. MND, choroba Lou Gehriga), jedno z najpaskudniejszych schorzeń neurologicznych, zwane przez samych chorych "bestią". Upośledza zdolności ruchowe, prowadząc zwykle do całkowitego paraliżu, zachowując przy tym pełnię funkcji intelektualnych, emocjonalnych. Chorzy stają się myślącymi, czującymi obiektami, i to jest może najbardziej przerażające.

Bestia zabija po kilku latach, chorzy zwykle nie żyją dłużej niż 5 lat od pojawienia się pierwszych symptomów choroby. Pani Rosicka-Jaczyńska żyje z chorobą już prawie lat 12. Stephen Hawking, fizyk, profesor w Cambridge, jeszcze dłużej. Choroba - na szczęście - chadza swoimi ścieżkami. "Ołówek" jest książką wyjątkową. To twardy rozrachunek z życiem tym sprzed choroby, i tym po. Nie ma tam ckliwości, rozpamiętywania "dlaczego ja", użalania się nad sobą. Czasami trochę nieporadny językowo, skrzy się w kliku miejscach, błyszczy i zaskakuje czytającego. Rozmowy, kłótnie z Bogiem, z ludźmi (wewnętrzne, bo komunikacja ze światem odbywa się już tylko przy pomocy sprzętu komputerowego), kalejdoskop mężczyzn jej życia, w którym można się pogubić; to wszystko może irytować, drażnić, ale czyta się "Ołówek" z pełną świadomością, że nie jest kreacją literacką, a obrazem życia. Zniszczonego przez heimarmene.

Motto ksiązki: "Jestem tylko ołówkiem w ręku Boga" (Matka Teresa z Kalkuty). 

Przeczytałem też ostatnio "Krótką" i "Jeszcze krótszą historię czasu" Stephena Hawkinga, obejrzałem bardzo dobry film "Hawking" (w tej roli Benedict Cumberbatch, bez jednego fałszwego tonu), książkę o nim pt. "Stephen Hawking" autorstwa M. White'a i J. Gribbina. Hawking to jeden z najwybitniejszych umysłów XX wieku, autor wielu przełomowych koncepcji rozwoju Wszechświata, ewolucji czarnych dziur. Z tego co wiem, nie napisał do tej pory wspomnień. "Ołówkiem" Hawkinga (nawiasem mówiąc, agnostyka, a może ateisty) jest jego fizyka. 

 

zdjęcia: sieć



 

2012-01-03 - 500 przedwojennych £

Motto serii "Własny pokój" wydawnictwa Dwie Siostry

"By móc pisać wiersze

albo powieści,

musicie mieć 500 funtów dochodu

oraz własny pokój 

zamykany na klucz". Virginia Woolf.

Z opowiadania "Stary niedźwiedź mocno śpi"

pomieszczonego w zbiorze "Kocha, lubi, szanuje" Alice Munro (wydawnictwo Dwie Siostry)

wynotowuję takie zdanie:

"Człowiek powinien mieć jakieś miejsce, o którym myśli, o którym coś tam wie,

może nawet za którym tęskni, ale którego nigdy nie zobaczy".

Ja już chyba mam takie miejsce. Jednak szkoda.

2011-12-22 - Święta

Spokojnych Świąt i wszystkich dni powszednich.

Na Boże Narodzenie opowieść:

Mezuza

Rabinem w Korosze był wtedy świątobliwy i uczony Dawid Gutberg. Żydzi z całego Wołynia, a nawet z Litwy, przyjeżdżali do reb Dawida, który z czasem otrzymał czcigodne miano rabenu – „nasz mistrz”. Rebe znany był z komentarzy do Talmudu, szczególne zaś uznanie zdobył jego obszerny traktat „O fałszywym mesjaszu Jezusie”. W młodości reb Gutberg pisał również komentarze do dzieł Barucha Spinozy, ale mądrzy i niewątpliwie życzliwi Żydzi wytłumaczyli mu wysoką niestosowność tej twórczości i rabi ograniczył się do Miszny i Gemary. Nie miał też nic a nic wspólnego z niezrównoważonymi chasidim, co szczególnie radowało spokojnych mieszkańców miasteczka. Korosze było ubogą mieściną, z bóżnicą nędzną, parterową, bez pięterka dla niewiast. Ot, mała bima pośrodku, stary Aron-ha-Kodesz i tyle. A niby skąd miało być bogato, jak elitą miasteczka był krawiec, kataryniarz i podupadły arendarz? Z tyłu bóżnicy, przy małej mykwie, reb Dawid miał dwa małe pokoiki. W skromnych, oj skromnych warunkach pisał swoje uczone rozprawy.
Tego dnia w mieszkaniu było wyjątkowo zimno, wiatr zawiewał śnieg na szyby i choć było jeszcze popołudnie – w izbach pociemniało i zrobiło się ponuro. Z oddali słychać było tylko dzwony kościoła. „Dziś ta ich Wigilia” – pomyślał Gutberg. Sen zaczął morzyć staruszka, a jeszcze miał dzisiaj dodać nowy fragment do swego wielkiego traktatu. Dołożył węgla do piecyka, zdjął rękawiczki, chuchnął w dłonie: „Sądzić można, że Jezus z Nazaretu, ten tak zwany mesjasz u chrześcijan...”.
Za oknem dało się słyszeć skrzypienie śnegu. Ktoś mocno zapukał we framugę drzwi. „Jeszcze zniszczy moją mezuzę” – wzdrygnął się rabi.
– Reb Dawidzie! Hej, reb Dawidzie!

------------------- 

Nad ranem młoda nieznajoma wstała wreszcie z krzesła.
– Herbata wystygła, a my i tak nie dojdziemy prawdy, ojczulku.
– Nie ma jednej prawdy, tak jak nie ma jednego świata, moja panno – odparł stary. – My tu w Korosze znamy dwa, a może są i trzy, i cztery. Są obok siebie, ale nie przenikają się. Patrzą na siebie i nie widzą się. Czy się kiedyś zejdą? A może prawda jest jedna, ukryta? „Istnieją najrozmaitsze oczy, a zatem najrozmaitsze prawdy. Machlukes”. Tak rzecze jeden filozof. Pan nasz – oby był błogosławiony On i Imię Jego – zna odpowiedź. A może nawet i On jej nie zna?

Po święcie Pesach gmina uchwaliła wreszcie, że należy poszukać nowego rabina. Stary pogubił się zupełnie. Wplatał w nabożeństwa szabasowe dziwne cytaty, nie przestrzegał ściśle porządku uroczystości, uciszał gniewnie kantora, zamyślony stał przed bóżnicą i nie odpowiadał na pozdrowienia mieszkańców sztetl. Jakby go zły duch opętał. Postanowiono jednak, w uznaniu zaslug, wypłacać mu małą dożywotnią pensję. 

2011-12-12 - Huśtawka

Z ostatnich "Zeszytów Literackich" (nr 115) przepisuję dwa wiersze.

Natalia de Barbaro, "Huśtawka":

Teraz nad jego głową, długa do nieba i mocna
Lina huśtawki wiszącej na starym dębie. Przez liście
prześwieca światło. Niebezpieczna, bezpieczna
jest podróż do góry - na dół.

Chłopiec nie wie, że teraz zawiązuje się życie.
Nie wie, że właśnie w tej chwili, między niebem
a niebem, brana jest miara na słowo szczęście.
I że to słowo będzie chciało powrócić - jego pogłos,
powidok, w tylu miastach, daremnych.

I wiersz Edwarda Hirscha (***) w tłum. Mai Wodeckiej:

Żaden ślad nie pozostał z 5 sierpnia 1942 roku -
wszystko zostało zdezynfekowane -

200 dzieci grzecznie szło czwórkami

nisoąc zieloną flagę
z czterolistną koniczynką

przez oniemiałe ulice Warszawy

aż na Umschlagplatz, blisko dworca
z wychlorowanymi, towarowymi wagonami.

------ Im nie brano tej miary [rl]
 

« Pierwsza  < 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 >