2013-01-26 - Kosz ułomków. Słowa i słowo

IKONKI_KOSZYK.jpg Różnica między słowami komunikacji a słowem poetyckim jest oto taka. 

Według Paula Valery'ego słowo używane w komunikacji jest jak zdawkowa moneta. Czyli oznacza coś, czym nie jest. Natomiast niegdysiejsza sztuka złota miała wartość swojego znaczenia, ponieważ wartość metalu odpowiadała wartości wybitej z niego monety.
Sztuka złota była zarazem tym, co znaczyła. Otóż słowo poetyckie nie tylko na coś wskazuje... Słowo poetyckie, odsyłając nas ku czemuś innemu, zarazem wskazuje samo siebie.
(za H.G. Gadamer, Czy poeci milkną?)

 

2013-01-19 - Jeśli styczeń, to Borne

Wspólnoty ludzi chorych. Stowarzyszenia, związki, grupy nieformalne. Wspólnoty chorych oraz ich rodzin (zwykle wtedy, gdy już tylko bliscy mogą nawiązywać kontakty i wspierać się nawzajem). Taką nieformalną wspólnotę tworzą ludzie, którzy zawsze w lipcu zjeżdżają do Bornego Sulinowa na Pojezierzu Drawskim, miejsca niezwykłego przez swoją historię (Niemcy i Sowieci mieli tu swego czasu bazy wojskowe, Niemcy do II wojny, Ruscy do początku lat 90.), ale także "piękno okoliczności przyrody" (tysiące jezior).  Kilka lat temu utworzono tu Centrum Rehabilitacji Chorych na SM, wzorując ośrodek na podobnym, w Dąbku k/Mławy. 
Wszystko co dobre można napisać o Bornem (o Dąbku zresztą podobnie). Specyfiką rehabilitacyjnych turnusów osób chorych na SM jest jednak znaczna izolacja większości chorych, którzy zwykle przyspawani są do wózków, jeśli nie do łóżek. Jest jednak grupa osób, u których choroba przebiega mniej więcej łagodnie, przy czym są to zarówno ludzie prawie niedróżnialni od zdrowych, ale także dość mocno pokiereszowani. Tak czy owak, wszyscy oni mają i możliwość, i wolę wspólnotowego spędzania kilku rehabilitacyjnych tygodni. Pogadać, wypić co nieco, wymienić się nowościami terapeutycznymi, zagrać w boule i kuba, posłuchać muzyki, potańczyć (to też), zwyczajnie powygłupiać się, na przekór knowaniom Bestii.
Parę lat temu zjechałem w lipcu do Bornego i... wpadłem. Od tego czasu dzielę rok na okres "przed wyjazdem", "w trakcie" i "po". 
W tym roku część grupy lipcowej spotyka się w Bornem także w styczniu, i to im, ale także innym przyjaciołom z Bornego ślę zimową porą ciepłe pozdrowienia. 
Asi i Ani, Antosiowi, Tatianie, Agnieszce i Maćkowi, Tomkowi, Markowi, jeszcze Mariuszowi, Dorocie
i ludziom w kolorach.
Waldkowi, Jackowi, Krzyśkowi, Justynie i Wini, Kasi, Trzystu, Karlsonom z dachu.  
Wszystkim Wam. Dużo dobrego. r.

Lecz kimże są, powiedz, owi wędrowni linoskoczkowie,
ci nieco jeszcze szybciej niż my mijający...
R.M. Rilke, Piąta Elegia, tlum. M. Jastrun.

 

Urodziny Antka, koniec lipca 2012. DSC00384.JPG

2013-01-13 - Kosz ułomków. Orfeusz

 IKONKI_KOSZYK.jpg Nic tak nie mówi o naturze człowieka jak historia Orfeusza, który w drodze z Hadesu ogląda się za siebie.                

  2 komentarze  | 
  • ? - Użytkownik: rl, 2013-01-14 09:46:28
    Nie bardzo rozumiem uwagi...
  • nieczujacy inaczej... - Użytkownik: stev, 2013-01-13 18:16:00
    ...dlatego psychopaci mają się z dnia na dzień - lepiej...

2013-01-08 - Gdyby Bilbo został w domu

W kinach nareszcie Hobbit. 

A gdyby hobbit Bilbo nie usłuchał wezwania Gandalfa, nie dołączył do trzynastu krasnali spod Góry
i pozostał jednak w swej przytulnej norce? A gdyby zdarzenia potoczyły się inaczej?

Pamiętamy, jak było. Było tak:
W pewnej norze ziemnej mieszkał sobie pewien hobbit. Nie była to szka­radna, brudna, wilgotna nora, rojąca się od robaków i cuchnąca bło­tem, ani też sucha, naga, piaszczysta nora bez stołka, na którym by można usiąść, i bez dobrze zaopatrzonej spiżarni; była to nora hobbita, to znaczy: nora
z wygodami. […] Ów hobbit był bardzo zamożnym hobbitem, a nazywał się Baggins. Bagginso­wie żyli w okolicy Pagórka od niepamiętnych czasów i cieszyli się powszechnym szacunkiem…

Przesuńmy się kawałek dalej i zobaczmy, co też któregoś popołudnia przydarzyło się panu Bagginsowi:
Gdy zbliżała się pora podwieczorku, u drzwi wejściowych przenikliwie zadźwię­czał dzwonek. […] Miał na końcu języka słowa: ‘Przepraszam, że dałem ci czekać’ - kiedy nagle spostrzegł, że za drzwiami stoi wcale nie Gandalf, lecz krasnolud z błękitną brodą zatkniętą za złoty pas i z oczyma jasno błyszczącymi spod ciemnozielonego kaptura. Ledwie drzwi się uchyliły, a krasnolud już wpako­wał się do hallu, jak gdyby był oczekiwanym gościem. […] Nie zabawili długo za stołem, ściśle mówiąc zaczynali dopiero po trzecim ka­wałku ciasta, gdy rozległ się znowu dzwonek, jeszcze głośniejszy niż poprzedni. - Wybacz! - rzekł hobbit i pobiegł go drzwi. ‘A więc jesteś nareszcie’ - chciał zawołać, pewny, że tym razem ujrzy Gan­dalfa. Ale to nie był Gandalf. Zamiast niego ukazał się w progu bardzo stary kra­snolud z białą brodą, w czerwonym kapturze; ten również skoczył skwapliwie w uchylone drzwi, jakby został zaproszony...
Przejdźmy na stronę kolejną. W norce pana Bagginsa wkrótce zgromadziło się tym sposobem trzynastu (przyznamy, że to feralna liczba) krasnoludów i czarodziej Gandalf. Po obfitym - jak to
u hobbitów w zwyczaju - poczęstunku przemówił Thorin Dębowa Tarcza:
- Zebraliśmy się, żeby omówić nasze zamiary, sposoby ich urzeczywistnienia, środki, politykę
i taktykę. Wkrótce, nim dzień zaświta, wyruszymy w daleką dro­gę, na wyprawę, z której, kto wie, może wielu z nas, może nawet nikt (z wyjąt­kiem naszego przyjaciela i doradcy, mądrego czarodzieja Gandalfa) żywy nie wró­ci. Chwila to uroczysta. Cel, jak sądzę, znają wszyscy…

Tu następuje opis smutnej historii zagarnięcia skarbów krasnoludów przez okrutnego i przebiegłego smoka Smauga; okazuje się, że szykuje się wyprawa pod Górę, zaś Bilbo ma - jako domniemany „włamywacz” i czternasty uczestnik - uzupełnić drużynę. Nadchodzi noc, wszyscy kładą się spać,
ale gdy Bilbo budzi się następnego dnia około południa, spostrzega, że jego goście zniknęli.
Na kominku pozostawiono jednak list:
"Za gościnę serdecz­ne dzięki, a Twoją ofertę fachowej pomocy chętnie przyjmujemy. Warunki: zapła­ta przy dostawie w wysokości nie przekraczającej czternastej części całego zysku (jeżeli w ogóle będą zyski); zwrot kosztów podróży zapewniamy w każdym przy­padku; koszty pogrzebu — jeśli okaże się to konieczne i nie będzie załatwione in­aczej — ponosimy my lub nasi przedstawiciele. Nie widząc potrzeby zakłócania Twego cennego snu, wyruszyliśmy na ra­zie sami, by poczynić niezbędne przygotowania. […] Oczekujemy szanownej osoby w gospodzie „Pod Zielonym Smokiem”, nad Wodą, o jedenastej przed południem punkt. Licząc na punktualność z Pańskiej strony, mamy zaszczyt pozostać szczerze oddani Thorin i kompania." - Masz dziesięć minut na drogę. Musisz biec - rzekł Gandalf. - Ale... - zaczął Bilbo. - Nie ma czasu na żadne ale - powiedział czarodziej. - Ale... - powtórzył Bilbo…
Ale jeśli zamiast następnego akapitu:
Do końca życia Bilbo nie mógł sobie przypomnieć, jakim sposobem znalazł się wtedy na dworze, bez kapelusza, bez laski, bez pieniędzy, bez żadnej z rzeczy, które zazwyczaj brał ze sobą, wychodząc z domu; drugiego śniadanie nie dokoń­czył, statków po nim nie pozmywał, wcisnął klucze do ręki Gandalfowi i puścił się ścieżką w dół pędem, ile sił w kosmatych nogach…
nastąpiłby taki:

Do końca życia Bilbo wspominał ten dzień, gdy w progi jego domu zawitało trzynastu krasnoludów. Zastanawiał się nad ich dalszymi losami i dumał, co też wydarzyłoby się pod Górą i w całym Śródziemiu, gdyby jednak wyruszył na wyprawę...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

wtedy:
* John Ronald Reuel Tolkien nie spisałby historii Śródziemia, dziejów hobbitów, krasnoludów, elfów, ludzi, orków i czarodziejów.
* Smaug do dnia dzisiejszego siedziałby pod Górą na kupie złota i klejnotów, bo jak wiemy smok jest nieśmiertelny (o ile ktoś nie przebije jego brzucha strzałą).
* Bilbo nie znalazłby tego Jedynego Pierścienia, Frodo wraz z Drużyną nie wyruszyłby w drogę, by wrzucić go w Szczeliny Zagłady i po setkach lat trafiłby w końcu Pierścień w ręce Saurona (Pierścień znalazłby w końcu jakiś sposób, by opuścić Smeagola-Golluma, glum, glum), a wówczas w Śródziemiu i na całym Świecie zapanowałyby Wielkie Ciemności...

Cyt. za: J.R.R. Tolkien, Hobbit, czyli tam i z powrotem, tłum. Maria Skibiniewska, Iskry, Warszawa 1960.

Władcę Pierścieni czytałem - już po raz drugi w życiu - w pierwszych dniach stanu wojennego,
w grudniu 1981 roku; Ciemności rozsnuwały się za oknem, a Frodo był jeszcze daleko od Góry Przeznaczenia.

foto: plakat filmowy (Decca Records), źródło: internet

 

  2 komentarze  | 
  • :D - Użytkownik: Waldi, 2013-01-08 15:14:10
    Ryszard czytając Twoje wpisy na blogu zaczynam mieć ochotę by znów zacząć czytać książki. Czarodziejem chyba jesteś.
  • ;) - Użytkownik: Kuba Nagórski, 2013-01-08 14:08:46
    Ryszard - wysmienity tekst z dobrą pointą ;)

2013-01-03 - Kieszonkowa kolejka z Mürren

Tony Judt umarł w 2010 roku, mając lat ledwie 62. W kwiecie wieku - zawodowego, ale i rodzinnego (trzeci raz żonaty, dwoje niedorosłych dzieci).
Był "angielsko-amerykańskim" historykiem idei i polityki współczesnej, o korzeniach żydowskich,
a trochę także i polskich (dziadek był polskim Żydem, a jakże). Urodzony, wychowany i wykształcony
w Anglii, w Stanach Zjednoczonych znalazł drugą ojczyznę; choć patriotyzm jako taki był mu raczej obcy i powinienem napisać - gdzie znalazł drugie, dobre miejsce do życia i pracy. Był profesorem Uniwerystetu Nowojorskiego i stałym współpracownikiem "New York Review of Books". Autor wielu znakomitych opracowań z historii współczesnej, przede wszystkim Powojnia (gdzie przedstawił powojenne dzieje CAŁEJ Europy) i niedawno u nas wydanego maksieseju Źle ma się kraj (polecam)Zdeklarowany socjaldemokrata, przeciwnik neoliberalizmu, umysł otwarty i chłonny, uważany był za jednego z najwybitnieszych analityków i krytyków współczesnego społeczeństwa kapitalistycznego i jego ekonomii. Zarazem dobrze znający problemy Europy Środkowej, sekundujący naszym transformacjom i ubolewający nad brakiem zrozumienia znaczenia regionu u większości zachodnioeuropejskich intelektualistów.

Wydawnictwo "Czarne" wydało w ub. roku napisany tuż przed śmiercią, pożegnalny Pensjonat pamięci.

"W 2008 roku zdiagnozowano u mnie stwardnienie zanikowe boczne (ALS). [...] Ta szczególna choroba neurodegeneracyjna ma to do siebie, że umysł człowieka pozostaje w niej jasny, może snuć rozważania o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, ale chory zostaje stopniowo pozbawiony możliwości przełożenia wszelkich tych rozważań na słowa. Najpierw okazuje się, że nie możesz już sam pisać, potrzebujesz pomocnika albo maszyny, żeby utrwalić  myśli. Następnie odmawiają posłuszeństwa nogi [...]. Potem zaczynasz tracić głos [...]. Na tym etapie masz już prawie na pewno porażone wszystkie kończyny i skazany jesteś na pozostawanie długie godziny w milczeniu i bezruchu, przy innych osobach albo bez nich."

Tony Judt znalazł, a raczej zaadaptował mnemotechnikę, by w czasie długich bezsennych nocy perfekcyjnie zapamiętywać przypominane sobie historie z przeszłości i na drugi dzień bezbłędnie odtwarzać  je uczynnej sekretarce. To "pensjonat pamięci", na kształt tzw. Pałaców Pamięci Mateo Ricciego, Włocha-podróżnika po XVI- i XVII-wiecznych Chinach, gdzie pomysł polega na myślowym otwieraniu i zapełnianiu kolejnych komnat wyimaginowanego "pałacu". W ten sposób powstała książka, która (szybko) opowiada o młodości, edukacji, pracy, kobietach, przyjaciołach, mistrzach, jednym słowem, o całym życiu Judta. Ta nieduża książeczka kończy się wspomnieniem szwajcarskiej kolejki wysokogórskiej, w Mürren, gdzie rodzina Tony'ego spędziła kiedyś parę wakacyjnych dni. 

"Istny raj [...]. Nic się nie dzieje - to najszczęśliwsze miejsce na ziemi. Nie możemy wybierać, gdzie zacznie się nasze życie, ale zakończyć je możemy tam, gdzie chcemy. Wiem, gdzie się znajdę: będę jechał donikąd tą małą kolejką, po wieczne czasy."

Tony Judt umarł niedługo po napisaniu tych zdań. Właśnie teraz jedzie w góry małą, "kieszonkową" kolejką. 

stacja kolejki górskiej w Mürren  (net) 

O chorych na ALS (Stephenie Hawkingu i Kasi Rosickiej-Jaczyńskiej - już nie żyje) pisałem równo rok temu - zob. "Ołówek Hawkinga". 

 

 

  2 komentarze  | 
  • Dziękuję, J. - Użytkownik: rl, 2013-01-04 13:28:16
    za komentarz,
  • Człowiek - Użytkownik: jur, 2013-01-04 09:05:39
    Moja znajoma (trochę pisarka, trochę dziennikarka) zamieściła niedawno w fb zdjęcie Henry Millera, cytując jego credo: „Nie chcę być rozsądny i logiczny. Nie znoszę tego! Chcę się wyrwać na wolność, chcę cieszyć się życiem. Chcę coś robić,
    a nie przesiadywać w kawiarni i przez cały dzień mleć ozorem. Jezu, nie jesteśmy bez wad, ale mamy przynajmniej entuzjazm.
    Lepiej popełniać błędy, niż nic nie robić.”
    Pewien znany reżyser, znajomy mojej znajomej, opatrzył to dość - jak mi się zdało - trywialnym komentarzem: "Pisarz, prawdziwy miłośnik płci pięknej". Rozbawiło mnie to, albowiem znając dobrze twórczość HM nigdy nie powiedziałbym o nim, że był miłośnikiem kobiet. Kobiet używał. Zdarzało się, że mężczyzn też. Był niewątpliwie homo sexus i dawał temu wyraz, dość śmiało, w swojej twórczości. Dopisałem więc od siebie komentarz, że to raczej "jego wycior" (terminologia HM) był wrażliwy na płeć piękną (choć HM znalazłby na to jakieś odpowiedniejsze, bardziej dosadne określenie). I tu zostałem przez reżysera pouczony: "Rozumiem kłopot z terminologią, ale czy można jakąś część ciała traktować osobno... Czy powiedzielibyśmy, że ktoś był uzależniony od swojej głowy? Przecież to my właśnie." Moja koleżanka jeszcze dodała z aprobatą: "Jesteśmy uzależnieni od swojego ciała w pełni..." I wtedy właśnie przyszedł mi do głowy Stephen Hawking. Dzięki Tobie mógłbym jeszcze teraz dodać Tony Judta. Odpisałem: "Na ogół głowa jednak decyduje i w tym sensie jesteśmy od niej jakoś tam uzależnieni. Gdy głowa wysiada - różnie się to kończy... Stephen Hawking. W jakimś sensie jest od swego ciała uzależniony. Ale w jakimś jednak nie jest." Owo "jednak nie jest" bywa dla ludzkości błogosławione, choć dla jednostki trudne i bolesne. To jednak na końcu może mieć swoją ulubioną kolejkę linową...
« Pierwsza  < 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 >  Ostatnia »